Strona główna

Adiós Copa del Rey

Krystian Porębski | 14.01.2014; 23:24

Atlético zbyt mocne

Marzenia o zdobyciu Copa del Rey okazały się zbyt ambitne. Szanse na awans do kolejnej rundy pogrzebały kolejna fatalna interwencja Vicente Guaity oraz brak skuteczności podopiecznych Pizziego. Jedyne czego nie można odmówić Blanquinegros to zaangażowanie. Jak szybko pozbierają się "Nietoperze" po tej porażce?

Pizzi na rewanż z Atlético postanowił zastosować rotację składu. I tak kolejną szansę między słupkami otrzymał Guaita, słabo prezentującego się w ostatnim okresie Canalesa zastąpił Míchel, na lewej flance szansę otrzymał Fede, a Pereirę musiał zastąpić Barragán. Zabrakło też Jonasa, więc po raz kolejny – przynajmniej w teorii ¬– bramki strzelać miał Postiga. Na trybunach zasiadł natomiast sam Peter Lim.

Tak jak można było przewidywać, od początku spotkania to Valencia wzięła się za rozgrywanie piłki, a Atlético spokojnie czekało na swoją okazję. Początek meczu można powiedzieć bliźniaczo przypominał spotkanie na Mestalla. Pierwszy rzut rożny podopieczni Pizziego wywalczyli już w 40 sekundzie. Tym razem jednak Atlético nie zamierzało się tylko bronić i szybciej przeszło do kontrofensywy. Pierwszy daleko wysuniętego przed linię bramkową Guaitę postraszył Sosa. W 12. minucie z dystansu kropnął Postiga, jednak obok bramki. Portugalczyk mógł co prawda podawać do lepiej ustawionych partnerów, ale szybki obrót z piłką w kierunku bramki i strzał mógł się podobać i zwiastować lepszą postawę napastnika.

Sytuacja dla „Nietoperzy” dobrze prezentowała się przez zaledwie pierwszy kwadrans meczu. Potem podopieczni Diego Simeone zaczęli chętniej wybierać się pod bramkę strzeżoną przez Guaitę. Szczególnie dośrodkowania w pole karne wydawały się groźne. Jedynie wykonujący rzuty wolne Gabi raz po raz kiksował dzięki czemu ofensywni gracze Atlético nie mieli aż tylu szans na testowanie walenckiej defensywy.

W pierwszej połowie spotkania na szczególne wyróżnienie zasłużył na pewno Barragán, który prezentował się nieźle zarówno w defensywie jak i ofensywie, lecz niestety dośrodkowania Hiszpana były tak niecelne, że nie miały prawa dotrzeć do adresatów. Druga sprawa, że koledzy z drużyny swoim ustawieniem nie ułatwiali zadania podającym. W defensywie szczególne zadanie miał Ricardo Costa, który był niczym cień dla… Diego Costy. Pizzi wyraźnie nakazał indywidualne krycie tego zawodnika.

W 27. minucie w niezwykle groźnej sytuacji znalazł się Diego Costa. Zgubił kryjącego go obrońcę, lecz gdy miał już strzelać w ostatniej chwili wślizgiem uderzenie zablokował Barragán. Drużyna Simeone wyraźnie poczuła krew i chciała wreszcie wykorzystać zdobytą przewagę. Wysoki pressing ze strony Atlético nie ułatwiał „Nietoperzom” rozegrania piłki, przez co często futbolówka zamiast do kolegi z zespołu wędrowała pod nogi rywali.

Trzeci kwadrans meczu minął pod znakiem nerwowości obu drużyn, oglądaliśmy wiele fauli, żółte kartki oglądali jedynie zawodnicy Blanquinegros – Barragán i Míchel. Ten drugi choć zaangażowania odmówić mu nie można to często próbował strzałów z odległości, z których nie miał prawa pokonać tak dobrego bramkarza jakim jest Courtois. Jedna z prób wyszła mu jednak bardzo dobrze, okazało się to jednak za mało na belgijskiego bramkarza. Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem.

Na drugą część spotkania podopieczni Simeone wyszli z celem jak najszybszego zdobycia gola. To im się niestety udało, bo już w 51. minucie piłkę do siatki skierował po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Godin. Winowajców w tej sytuacji było dwóch – zważający tylko na tor lotu piłki, a nie kontrolujący zachowania przeciwnika Barragán i Guaita, który po raz kolejny w takiej sytuacji zachował się wręcz nie do opisania. Valencia potrzebowała więc gola, ale tym razem do doprowadzenia do dogrywki.

Za protesty kartkę ujrzał Parejo. Trener natomiast uznał, że czas reagować i bezproduktywnego w tym meczu Fede zastąpił Paco. Wiązało się to ze zmianą ustawienia na 4-4-2, na lewą flankę powędrował bardzo aktywny w tym meczu Míchel. Valencia zmobilizowała się do ataków i wreszcie porządnie postraszyła obronę i bramkarza rywali. Wiele ze strzałów oddawanych było jednak z dystansu i choć niektóre z nich były naprawdę groźne Courtois nie miał z nimi większych problemów. Kilka razy uruchomiony został także Postiga.

Pizzi zdecydował się w 67. minucie na kolejną zmianę. Zamiast nieźle spisującego się Feghouliego wstawił Piattiego, co mogło wprowadzić konsternację wśród bacznie obserwujących losy Valencii w ostatnich meczach. Po chwili oddechu i akcjach rywali po raz kolejny drużyna Pizziego ruszyła do ataku. Nie były to już jednak tak groźne akcje jak wcześniej, klarownych sytuacji brak. Tym dziwniejsza wydaje się ostatnia zmiana w 78. minucie z boiska zszedł Postiga, a zastąpił go Pabón. Choć Portugalczyk nie grał wcale dobrze, to miał chociaż szansę w starciach o górne piłki z rosłymi i silnymi obrońcami Atlético.

Kropkę nad „i” w 88. minucie postawił Raúl García. Drużyna Diego Simeone po raz kolejny wykorzystuje rzut rożny, a pomocnik ekipy rywali pakuje piłkę do siatki głową, w dwumeczu po raz drugi zresztą. Nadzieje na awans zgasły. Kolejną głupią kartkę otrzymał natomiast Dani Parejo, za wybicie piłki po gwizdu ujrzał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. Dodajmy, że pierwszą karę dla rozgrywającego sędzia przyznał za protesty po pierwszym golu.

Tylko PD i LE

Valencia walczy więc jeszcze na dwóch frontach – w Primera División oraz Lidze Europejskiej. Wydaje się, że po przyjściu nowego trenera drużyna i tak prezentuje się poprawniej niż za Djukicia, lecz czy to wystarczy, aby osiągnąć wyznaczone cele? Czy nadal będziemy mówić o walce o miejsce w Lidze Mistrzów? Raczej nie. 13-punktowa strata do drużyny z Bilbao prowadzonej przez Valverde wydaje się zbyt wielka jeśli na Mestalla nie przybędzie prawdziwy zbawca w postaci goleadora z prawdziwego zdarzenia. Wszystko zależeć może jednak od tego jak rozwiąże się sprawa kupna klubu.

Kategoria: Ogólne | Źródło: własne