Strona główna

Zaza: „Dlaczego miałbym odejść”?

Michał Kosim | 13.04.2018; 16:17

Wywiad Włocha w AS-ie

Przed meczem z Barceloną Simone Zaza odbył rozmowę z dziennikarzem AS-a, Conrado Valle. Napastnik odpowiedział na pytania m.in. o decyzję dołączenia do Valencii, atmosferę w klubie, napastników, plotki łączące Zazę z odejściem czy przegrany dwumecz Barcelony w Lidze Mistrzów.

Jak wytłumaczyłbyś niezwykły sezon Valencii znajomemu z Włoch? Półtora roku temu przybyłeś do klubu, który walczył o oddalenie się od strefy spadkowej, a dziś jest na trzecim miejscu z trzema punktami straty do wicelidera.

Powiedziałbym, że mamy niesamowity rok. W sierpniu nikt nie pomyślałby, że będziemy walczyć na szczycie tabeli. Nikt się tego nie spodziewał. Powiedziałbym też, że kluczem do tego jest to, że wszyscy jesteśmy kolegami i wszyscy pomagamy sobie wzajemnie.

Czy myślisz – jak Marcelino – że to bliskie cudu?

Cudu? Mniej więcej, ale ciężko pracowaliśmy, by dotrzeć do miejsca, w którym obecnie się znajdujemy. To efekt pracy i więzi, jaka łączy nas w szatni. Bardzo duży w tym wkład trenera.

Nigdy nie powiedziałeś tego publicznie, ale czy Liga Mistrzów była waszym celem?

Ważną i podstawową – ale także trudną – rzeczą było zrobienie znaczącego postępu w porównaniu z zeszłym rokiem. Zrobiliśmy to z naddatkiem. Teraz musimy tak szybko, jak to możliwe matematycznie zapewnić sobie udział w Champions League, a później zobaczymy, czy możemy powalczyć o drugie lub trzecie miejsce.

Co się zmieniło?

Szatnia, klub, kibice... Wszyscy zmieniliśmy swoje nastroje i myślimy entuzjastycznie. Właśnie w tym miejscu powinna znajdować się Valencia.

I to jest Valencia, na którą postawiłeś, choć warto pamiętać, że kiedy tu przyszedłeś zespół opuszczał trener (Cesare Prandelli) i dyrektor sportowy (García Pitarch), a klub był w dołku.

Tak. Przyszedłem tu w trudnym momencie. Trudnym dla mnie i powiedziałbym, że jeszcze trudniejszym dla Valencii. Miałem oferty z różnych zespołów, ale wybrałem Valencię, bo lubię ten klub, zespół, miasto... Jak widać dobrze wybrałem. (śmiech)

Mogę powiedzieć o Valencii same dobre rzeczy. Mówisz, że zaufałem Valencii, ale oni mi też, ponieważ przechodziłem przez zły okres. Nie strzelałem w Premier League... mimo wszystko do mnie zadzwonili. Od pierwszych chwil czułem, że ludzie mnie tu chcą. Nie mogę powiedzieć o Valencii żadnego złego słowa. Żadnego. Świetnie się tu czułem od samego początku. Teraz jest niesamowicie. Ludzie kochają mnie nawet wtedy, gdy nie strzelam.

Na Mestalli jesteś idolem...

Czuję się naprawdę uwielbiany. Myślę, że to jeden z sekretów lub jeden z powodów stojących za tym, dlaczego na boisku wszystko układa się dla mnie tak dobrze: bo dogaduję się z każdym. Fanami, którzy przychodzą na stadion, do supermarketu... z każdym. Czuję się szczęśliwy w Valencii. Wiedzą, że mogę zmarnować okazję czy mieć zły dzień, ale wiedzą też, że zawsze będę starał się dać z siebie wszystko. Tak, jak cały zespół – dlatego kibice nas uwielbiają i od samego początku nas wspierają. Czuliśmy to ciepło od pierwszego towarzyskiego meczu z Atalantą.

Ludzie mówią, że sekretem jest bardziej jedność niż kwestie taktyczne czy techniczne...

Bez wątpienia. Przynajmniej dla mnie. Trener także dokonał świetnej pracy na tym polu. To nie takie proste, by dwudziestu dwóch piłkarzy zgadzało się ze sobą. W tym aspekcie sprawił się bardzo dobrze. I my też, bo jesteśmy dobrymi chłopakami. (śmiech)

Nie było rywalizacji między napastnikami?

Słuchaj, zawsze chcę grać i strzelać. Domyślam się, że tak samo jest w przypadku Santiego Miny, Rodrigo i Lucho Vietto. Nie oznacza to, że nie możemy być przyjaciółmi. W żadnym wypadku. Jesteśmy kolegami z zespołu i przyjaciółmi. W piłce jest miejsce na przyjaźń. Cieszę się, gdy strzela Santi, a on cieszy się, gdy strzelam ja... a przynajmniej mam taką nadzieję. (śmiech)

Zeszłego lata mówiło się o tym, że Valencii brakuje bramek i napastnika, jednak Marcelino był przekonany, że Rodrigo, Mina i ty zapewnicie wystarczającą ilość goli.

I miał rację. (śmiech) Żaden napastnik nie strzelił 25 goli... ale nasza czwórka zdobyła ich ponad 40. Jest też kilku innych graczy, którzy zaliczali trafienia. Ważne jest to, jak działamy jako kolektyw – a działamy bardzo dobrze. To solidarna ekipa, a bramki nie są zarezerwowane wyłącznie dla snajperów. I mówi to ktoś, kto chce strzelać zawsze. Jednak przede wszystkim jesteśmy drużyną i wiem, że moi koledzy ciężko dla mnie pracują, zupełnie tak jak ja dla nich – ktokolwiek strzela.

Ludzie mówią, że Valencia będzie musiała ściągnąć kolejnego napastnika na przyszłoroczną Ligę Mistrzów.

Mówi się wiele rzeczy. To piłka nożna. Każdy może rozmawiać. To sprawy przeznaczone dla klubu. Jedyna rzecz, jaką mogę ci powiedzieć to że rozegraliśmy mniej więcej podobną ilość minut i Rodri ma 15 goli, Santi ma 12, a ja też 12. Nasza czwórka napastników strzeliła ponad 40 goli. Jeśli Valencia potrzebuje kolejnego napastnika – zapraszamy. To nie ma dla mnie znaczenia, pomożemy ci.

Czy słyszałeś co mówią o Zazie będącym na sprzedaż?

Tak, dociera do mnie co pisze prasa, słyszę to nawet od piekarza. Również gdy idę ulicą ludzie proszą mnie, bym nie odchodził, na co odpowiadam: „dlaczego miałbym odejść”? Gdyby ktoś chciał, bym opuścił klub – to zupełnie inna historia. Ale nikt mi tego nie powiedział. Dobrze mi tu, dlaczego miałbym chcieć odejść? Gram, strzelam gole... Mógłbym strzelać więcej, to prawda, ale wszystko układa się dla mnie dobrze. Będziemy grać w Lidze Mistrzów, jestem w wielkim klubie, pięknym mieście, dobrze jem... Nie chcę odchodzić. Dlaczego miałbym chcieć?

Co w sobie poprawiłeś?

Poruszanie się po boisku, ale wciąż muszę skorygować masę rzeczy. Zmieniłem styl gry na taki, jakiego chciał trener. Marcelino chciał, bym częściej współpracował z kolegami z zespołu. Myślę też, że znacząco poprawiłem swoje stosunki z sędziami i zachowanie na boisku. Łapię znacznie mniej kartek. Udało mi się też przekonać do siebie arbitrów i jestem spokojniejszy.

Zaza jest zbuntowanym chłopakiem?

Nie jestem buntownikiem. Inna sprawa, że czasem się denerwuję. To naturalne. Jestem instynktowną osobą, ale jestem spokojny. Jeśli jesteś wobec mnie opanowany, odwdzięczę się tym samym. Mogę popełnić błąd, jak każdy z nas. Ale to też poprawiłem. Na przykład popełniłem błąd z Levante. Wiem o tym; denerwowałem się i robiłem rzeczy, których nie powinienem robić. Poprawiłem to. Zdałem sobie sprawę, że to nie jest dobre ani dla zespołu, ani dla mnie, bo odbiera mi koncentrację.

Porozmawiajmy o Barcelonie. Roma cię zaskoczyła?

Zagrali bardzo dobrze i zasłużyli na awans. Grali z wielką wściekłością. Było widać twarze piłkarzy Romy i wymalowany na nich charakter oraz siłę. Di Francesco był moim trenerem przez dwa lata w Sassuolo i wiedziałem, że bardzo dobrze przygotuje się do meczu, to część jego charakteru i wygrali 3:0 przeciwko najlepszej ekipie na świecie.

To lepiej czy gorzej, że zmierzycie się z podrażnioną Barceloną?

Barcelona to Barcelona. Mimo że przegrali, ten mecz będzie nas wiele kosztował. Musimy tam pojechać z pokorą i walczyć z całych sił. Przystąpimy do spotkania z uwolnionym umysłem i chcemy się nim cieszyć. To nie będzie łatwe na Camp Nou, ale się postaramy. Im szybciej zapewnimy sobie Ligę Mistrzów, tym lepiej. Zwycięstwo z Barceloną na ich terenie będzie bardzo trudne, ale nie niemożliwe.

Czy jako Włoch uważasz, że po braku awansu waszej reprezentacji na Mistrzostwa Świata twój kraj potrzebował takiego wyczynu Romy?

Szczerze mówiąc: tak. Włoska piłka potrzebowała zespołu takiego jak Roma awansującego do półfinałów. Juve tam było, ale inne ekipy radziły sobie gorzej i choć wszyscy kibicują swojemu zespołowi to sądzę, że każdy Włoch jest z tego powodu szczęśliwy.

Kategoria: Wywiady | Źródło: AS