Strona główna

„Nie mogę bronić czegoś, w co nie wierzę”

Krystian Porębski | Marcin Śliwnicki | 11.01.2017; 15:33

Konferencja byłego dyrektora sportowego

Podobnie jak Cesare Prandelli, również Suso zdecydował się na zwołanie konferencji prasowej po swojej dymisji. Były szef sekretariatu technicznego wyjawia niepublikowane dotąd informacje, ale prosi o wyrozumiałość dla piłkarzy, Voro i Petera Lima.

„Dziękuję za przybycie. Zebrałem was tutaj dziś, aby przedstawić powody mojej rezygnacji. Kosztowało mnie to bardzo wiele, z perspektywy dyrektora sportowego, byłego zawodnika, fana, ale także z perspektywy oczekiwań i rozczarowań. To bardzo trudna decyzja ze względu na uczucia, na to, że to mój klub. Rozważałem to długo, nie kilka dni, nie od czasu Prandellego — dłużej. Z tymi myślami chodziłem naprawdę długi okres czasu, 11 miesięcy od powrotu do klubu. Odpowiedź na pytanie „dlaczego?” jest bardzo prosta. Nie mogę dłużej bronić czegoś, w co nie wierzę. Muszę wam przyznać, że popełniłem błędy, ale najważniejsze jest chyba, że się z tym nie kryję.” — tymi słowami zaczął konferencję.

Czym jest to, w co nie wierzysz?

Kiedy pierwszy raz spotkałem się z Layhoon, powiedziałem jej „tak” dla jej wizji rozwoju, ale to nie zadziałało. Nie mogę być parasolem ochronnym, bronić czegoś co nie działa. Próbowali wielu środków, w wielu sprawach pytano mnie o opinię. Pytał mnie też Jaime Ortí. Odpowiedziałem mu wtedy, że wszystko wygląda świetnie, osoby będące częścią valencianismo zbliżą klub i fanów. Rzeczywistość jest niestety taka, że 11 miesięcy później parasol jest popsuty. Nie zmieniło się nic, ani w strukturach, ani w personaliach klubowych.”

Czego oczekuje Peter Lim od dyrektora sportowego?

Mogę tylko powiedzieć czego chcę, a raczej chciał ode mnie. Mam nadzieję, że ta sytuacja posłuży jako przykład i refleksja jak powinna wyglądać praca dyrektora sportowego, autonomia w działaniu i możliwość podejmowania decyzji. Interakcja, która powinna zachodzić między pewnymi komórkami w klubie, tymi, które mają wpływ na te najbardziej podstawowe sfery działania klubu, tak, aby wpłynąć na lepsze występy zawodników. To o co mnie prosił, to zgadzanie się z decyzjami jego oraz szkoleniowca, tak byśmy podejmowali odpowiednie kroki.

Dlaczego tak długo zajęło ci podjęcie tej decyzji?

Miałem przed oczami wizję przemian, zmiany zachowania, a także struktur tak, aby wszystko zaczęło działać odpowiednio. Kolejny też będzie musiał widzieć w pewien sposób przyszłość, tak jak to miało miejsce wtedy, kiedy klub święcił sukcesy, aby znów mieć możliwość świętowania na Placu Ratuszowym.

Kiedy najbardziej się rozczarowałeś?

Trudno określić, ale za to wiem kiedy wrzucono pierwszy kamień do ogródka. Prezydent na dzień dobry powiedziała mi, że Paco może być sprzedany do Barcelony. Peterowi Limowi zabrakło wyczucia sytuacji i zdecydował się na taki krok, o którym dowiedzieliśmy się z gazet. Tłumaczyłem jak delikatna jest to sprawa. To wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, odczułem brak szacunku do kibiców, ale także do mnie, dyrektora sportowego.

Nie będzie żadnej złośliwości polegającej na wycieku danych z klubu i nie wiem co w ogóle o takich stwierdzeniach myśleć. To byłoby głupie, gdybym bez pozwolenia prezydent wyruszył do Mediolanu, ponieważ do niej zawsze należy ostatnie słowo. Wyruszyłem po meczu, pytając Layhoon o to, w którym kierunku się udać, do Mediolanu, Turynu czy Zurychu. Mam syna, który mieszka w USA, przyjechał zobaczyć się na 10 dni z rodziną. Trzech Króli spędziłem w Turynie i Mediolanie. Kto mógł w ogóle wpaść na pomysł, że wybrałem się tam bez pozwolenia?

Prowadziliśmy różne negocjacje i zastanawialiśmy się, w którą stronę podążyć, a w którą nie. Kiedy wysiadłem z pociągu, już po kilku minutach pan Solis odebrał z moich rąk oficjalny list rezygnacyjny. Mamy czat na WhatsAppie, w którym uczestniczą różne osoby związane z klubem. Zawsze tam wysyłałem wszelkie dokumenty, zdjęcie z zawodnikiem, ojcem czy agentem (jak w sprawię z Maksimoviciem – przyp. red.).

Nonsensem jest mówienie, że zachowałem jakiekolwiek dokumenty. Nie mam nic takiego w swoim prywatnym komputerze, ani w Paternie. Oficjalne dokumenty są w siedzibie klubu w posiadaniu pana Solisa, prawnika. Nie jest prawdą, że odmówiłem udzielenia informacji klubowi. Nie pracowałem na miejscu i nie miałem normowanych godzin pracy jak Salva Grau, siedząc przy excelu, wykonując telefony tak aby wszystkie dane były dostępne klubowi. Mówienie, że nie oddałem komputera jest godne pożałowania. Służbowy zawsze był w Paternie. Wszyscy technicy komputerowi oraz Salva Grau mają hasło. Sprawdźcie, to proste. Tamtego ranka udałem się do miasteczka sportu, spotkałem się z Grau, Alexanko i Vicente. Przekazałem im wszystko. Jeśli padły takie rzeczy, Anil Murthy nie ma szacunku do okazanego profesjonalizmu. Kłamał w sprawie mojego zaangażowania w pracę dla mojego klubu.

Dlaczego porównywałeś sytuację do parasolu?

Czułem się jak parasol, a nie potrzebowałem go. Miałem fantastyczne relacje z Layhoon, Kimem i Peterem. Mam nadzieję, że to rozumiecie. Chciałbym przeprosić jeśli coś z mojej decyzji będzie nie w zgodzie z dobrem klubu i chciałbym oddzielić sprawy personalne od profesjonalnych, służbowych. Doświadczyliśmy bardzo niesprzyjających warunków. Nikt nie powinien myśleć, że Layhoon nie czuje tego samego co my, albo i nawet gorzej. To byłoby nie w porządku, bo to nie jest prawda. Muszę powiedzieć, że czułem się jak parasol, w momencie kiedy Anil Murthy przeczytał oficjalny komunikat, a na zadawane pytania miałem odpowiadać ja. Wystawiłem się na krytykę i fani dowiedzieli się o czymś, czego nie robiłem. Ostatnia rozmowa między Prandellim a Anilem odbyła się tylko między nimi. Wsiadłem do samochodu, pojechałem do domu, myślałem o tym i wróciłem. Zobaczyłem Voro, spotkałem się z Layhoon i Anilem i wyraziłem swoje zdanie na temat całej sytuacji.

Myślisz, że jest jakiś doradca z zewnątrz, który ingerował w Twoją pracę?

Miałem wrażenie, że w moją pracę ingerował Lim, kto z nim rozmawia i kto ma na niego wpływ, tego nie wiem. Nie byłoby fair rzucać teorię lub zbyt daleko idące wnioski.

Czy czujesz się zdradzony przez kogoś w klubie?

Czuję się obarczony winą przez ludzi wewnątrz klubu. Nie możesz się poczuć zdradzony przez kogoś, od kogo niczego nie oczekujesz. Kogoś, kto wytworzył mur między Meritonem, Layhoon, walencką społecznością i Valencią. Prosiłem i tłumaczyłem Peterowi i Anilowi, że te osoby nie mogą nadal pracować w klubie, ponieważ zaburzają prawidłową strukturę w klubie.

Największym problemem jest Damia Vidagany. Spotykałem się z różnymi sytuacjami. Najgorsze było porzucenie piłkarzy na Mestalla samym sobie. Oni mają grać i musimy dać im pewien rodzaj płaszcza ochronnego, aby zmniejszyć presję. Mamy wielki kryzys instytucjonalny i nie tylko. To narodziło się w klubie. Nie możemy bardziej zrzucać winy na piłkarzy, tak jak to zostało zrobione. Osobą, która podjęła decyzję w sprawie Curva Nord był Damia Vidagany, tworząc okropny precedens, kiedy piłkarze nie mają wsparcia.

Chcę, żeby piłkarze byli w swojej najlepszej dyspozycji i żeby kibice byli murem za nimi. Dział komunikacji nie ma żadnego respektu, czym znacznie utrudnia sytuację zawodnikom. To niewybaczalne i zupełnie bez precedensu, że kiedy Parejo strzela karnego, to jego fani nazywają go pijakiem, nie możemy dopuszczać do takich sytuacji. Po meczu powiedziałem mu: „Dani masz jaja, nie wiem czy ja bym uderzył”. Na ten moment wpłynęło to na mnie jako dyrektora sportowego tak, że nie mam siły toczyć wojny ze światem. Cały czas chciałem wprowadzać zmiany na lepsze. Jeśli pniemy się w górę, to każdy zyskuje, stajemy się lepsi. Kiedy jest źle, jest źle dla każdego. Dzisiaj nie ma żadnego członka kierownictwa, który mógłby się czuć zadowolony.

Czy Mendes wpłynął negatywnie na Twoją pracę?

Ze względu na wiele lat mojego doświadczenia nigdy nie boję się powiedzieć tego co myślę. Jorge szanował mnie w swojej pracy, był jednym z tych, który okazywał najwięcej szacunku do mojej pracy. To agent, który zarabia najwięcej, jest jednym z najlepszych. Nie mogę powiedzieć o czymś, czego nie doświadczyłem, co zdarzyło się przed moim przyjściem. Zadaniem dyrektora sportowego jest być odpowiedzialnym zawodników i pomijając to jak decyzje były dokonywane, biorę to na siebie.

Wiesz dlaczego Peter Lim kupił Valencię?

Nie wiem, może dlatego, że lubi futbol. Kiedy z nim przebywałem nigdy mi o tym nie mówił.

Myślisz, że Valencia spadnie?

Nie pojawiają mi się nawet w głowie takie myśli, że Valencia może się znaleźć w takiej sytuacji. Zastaliśmy bardzo trudne warunki, to niesłychane aby mieć czterech stoperów kontuzjowanych. Nie będę się wypowiadał na temat powodów, ale nie wyobrażam sobie, żeby Valencia miała znaleźć się w takim położeniu. Siła tego klubu, zawodnicy nie pozwolą na to. Curva Nord i kibice też muszą kilka rzeczy przemyśleć. Moglibyśmy być trochę mniej bezmyślni i pomóc piłkarzom. Nie możemy ich ciągle krytykować, mówiłem to już, jesteśmy w trudnym położeniu, potrzebujemy dużo cierpliwości i zupełnie nie może być tak, że ktoś przedkłada swój interes nad Valencię. Klub musimy postawić na pierwszym miejscu, ja tak zrobiłem składając rezygnację bez domagania się ani € odprawy.

Co się stało tamtej podczas tamtej podróży?

Byłem przekonany, że mam dwa wzmocnienia na lato oraz cztery na teraz, które niebawem dopniemy, na pozycjach o które prosił Prandelli. Nie mogłem tego porzucić ot tak, po 3-4 miesiącach negocjacji. Kierownictwo poprosiło mnie o kilka kolejnych dni na przemyślenie wszystkiego. Pomijając już kwestie finansowe, cały czas czujesz, że jesteś częścią czegoś większego, że możesz coś zmienić.

Nie byłoby lepiej odejść po zimowym okienku?

To bardzo trudne. Te same osoby, które krytykowały mnie za brak solidarności z Prandellim, teraz również krytykują moją decyzję o odejściu. Teraz musimy być w porządku wobec klubu, Layhoon, Petera Lima, Kima Koha, a także wobec piłkarzy. To nie jest czas na żarty. To jest czas, w którym musimy się zjednoczyć, by być razem z naszymi zawodnikami, klubem, symbolami. Spróbujmy nie wciągać w te debaty Petera, Layhoon i Voro, nie krytykujmy zawodników, bo żarty się skończyły.

Kategoria: Wywiady | Źródło: SuperDeporte | Twitter