Strona główna

Po rewolucji — oby „mniej” znaczyło „lepiej”

Dominik Senkowski | 05.09.2016; 22:54

„Nietoperze” zamknęły kadrę zespołu

Koniec czyszczenia szatni. Przynajmniej na pół roku. Valencia na nowo będzie próbowała zdefiniować siebie, swoją grę i marzenia. A pytań jest mniej więcej tyle co po ostatniej części „Gwiezdnych Wojen”.

Po fatalnym początku sezonu Deadline Day nie mógł wyglądać inaczej. Ekipa z Mestalla na gwałt potrzebowała ściągnąć klasowych obrońców, byle tylko nie fundować sobie i kibicom cotygodniowych nerwów związanych z występami Abdennoura i Santosa. Po wypożyczeniu Vezo i sprzedaży Mustafiego (o tym za chwilę) sprowadzono za pięć dwunasta Garaya i kilka godzin wcześniej Mangalę.

Porządkując, zacznijmy od już nieobecnych. Wypożyczenie wciąż młodego Vezo to strzał w dziesiątkę. Chłop ma potencjał ale przede wszystkim potrzebuje minut. Oby dostał je w Granadzie i wrócił do Walencji jako lepszy stoper. Na sprzedaż niemieckiego defensora zaś patrzę podobnie jak na Gomesa. Przyjmuję grzecznie miliony do ręki, chowam do koperty, chucham na nią i czym prędzej zwiewam zanim kupujący się rozmyśli. Sprzedać Mustafiego za taką sumę to jest sztuka. Tym bardziej Mustafiego z formą z ostatniego sezonu. Niemiec dobry był tylko wtedy, gdy obok siebie miał Otamendiego. Sam roli lidera bloku defensywnego za grosz nie udźwignął. Najzabawniejsze było to co powiedział tuż po transferze na The Emirates – że chciał grać w Lidze Mistrzów, stąd ta zmiana barw klubowych. Mistrzu świata, wystarczyło nie zaliczać tylu baboli w zeszłych sezon i może nie musiałbyś zmieniać klubu by grać w Champions League? Może Valencia dzięki temu awansowałaby do LM? Ale nie, Mustafi winnych widzi wszędzie, tylko nie we własnej osobie. Krzyżyk na drogę i powodzenia w pojedynkach z Pogbą (pamiętacie jak Francuz kiwnął go w półfinale Euro 2016, po czym padł gol dla gospodarzy?)

Odszedł również Paco Alcácer, którego żal dużo bardziej. Nie tyle za samą sportową jakość, gdyż wcale nie należy (jeszcze) do czołowej 10-20 najlepszych napastników świata. Ale ten chłopak miał gen Valencii. Miał być dzieckiem nowego projektu klubu. Dostał nawet (za wcześnie) opaskę kapitańską. Ostatecznie mu ją zabraną przed tym sezonem, może to dodatkowo przyczyniło się do jego odejścia? Paco zawsze dawał z siebie wszystko i dlatego też tak bardzo szkoda, że postanowił odejść. Choć z drugiej strony trudno się temu specjalnie dziwić. Ciągłe zmiany, brak jakiekolwiek stabilizacji w zespole, a on drugiej kariery nie będzie mógł zrobić. Albo teraz wejdzie na szczebel wyżej, albo może już nigdy. Uznał że w Valencii już się nie rozwinie i trudno odmówić mu racji. Pytanie tylko czy na ławce Barcelony będzie o to łatwiej? Bo jak pojmuję samą chęć ucieczki (tak to trzeba nazwać patrząc na okoliczności i tempo transferu), tak miejsca destynacji zupełnie. Nie potrafię pozbyć się wrażenia, że Paco za wcześnie wybrał tak wielki klub jak Barcelona. Że gdzieś między Valencią a Blaugraną powinna być w jego CV jeszcze Sevilla, może Atlético, może jakieś Włochy. Nie chodzi nawet o sam przeskok, jak o to, co dziś prezentuje Paco, a jaką ma konkurencję do gry w ataku Barcelony. Gigantyczną. A akurat w Katalonii to nikt nie będzie specjalnie dawał mu fory dlatego, że jest Hiszpanem. Nie będzie strzelał więcej niż Suarez, to nie będzie grywał regularniej. Kto wie czy latem młody Alcácer nie wróci na Mestalla na zasadzie wypożyczenia.

Odnosząc się do naszych dwóch nowych stoperów należy zauważyć, że na papierze wygląda to nawet lepiej niż z Otamendim i Mustafim, ale tylko przy Garayu jestem dziwnie spokojny. Od dawna miałem wrażenie, że jest to piłkarz stworzony do gry w Valencii. Dla którego Madryt to za wysokie progi, a Petersburg może i bogaty ale równie trudny do życia. A Valencia? Ten sam język, ciepło, podobna kultura. Garay może być lepszą wersją Otamendiego, bo bardziej doświadczoną. Naszego nowego francuskiego obrońcy nie sposób zaś rozgryźć. Rok temu transfer do Valencii był dla niego krokiem w tył, a teraz już nie (jaki paradoks – w rzeczywistości biorąc pod uwagę formę „Nietoperzy” jest dokładnie odwrotnie). Mangala to dobry piłkarz, sprawdzony już w trzech ligach. Pozostaje nadzieja, że to co „chlapnął” będzie chciał z podwójną siłą naprawić na boisku. Że będzie podwójnie zmotywowany by przekonać do siebie kibiców.

Prócz środkowych defensorów „Nietoperze” w miejsce Paco wypożyczyły Munira. Czas pokaże kto na tym lepiej wyjdzie. Śmieszne jest za to to, że przybywa zawodników, którzy mają w CV przeszłość katalońską lub madrycką – teraz dołączyli Munir i Montoya (Barcelona) oraz Medrán i Garay (Real). Nie raz już bywało tak, że piłkarze odstrzeleni, zwłaszcza na Bernabéu, dawali u nas radę. Przykłady? Cesar, Soldado, Mata..Może zatem w tym jest jakiś ukryty napoleoński plan?

Ostatecznie latem z Valencii odeszli: Alcácer, Feghouli, Negredo, Gomes, Mustafi, Orban, Barragán, Vezo, Piatti, Fuego, De Paul, Yoel. Rewolucja pełną gębą. Pozbyto się dwunastu, ściągnięto siedmiu. Bilans ujemny podyktowany raz, że i tak zbyt szeroką w ostatnim czasie kadrą, a dwa, że względami FFP. Zbyt wiele Valencia nagrzeszyła jakiś czas temu, by nie musiała teraz pokutować. „Mniej” znaczy „lepiej”? Oby. Samo okienko uważam za udane. Pozbyto się wielu pozorantów (na czele z Negredo i Barragánem) albo przepłaconych gwiazdeczek (Mustafi, Gomes), a w ich miejsce sprowadzano, jak się wydaje, z głową nowych graczy. Oby tylko trener szybko ulepił z tego coś sensowego - zanim rywale nie odjadą zbyt daleko już na starcie sezonu.

Kategoria: Felietony | Źródło: wlasne