Strona główna

Valencia pokonuje Levante

Arkadiusz Bryzik | Krystian Porębski | 13.04.2015; 22:22

Kolejne czyste konto

Bez większych problemów Valencia poradziła sobie z Levante, notując udany rewanż za spotkanie z pierwszej rundy. Bramki dla Valencii zdobywali Paco, Feghouli i Negredo Choć w pewnym momencie operator pokazał, iż Mustafi będzie pauzował w następny meczu, klub zdementował już te informacje i Niemiec zagra przeciwko Barcelonie.

Poprzednie mecze były dla Valencii bardzo trudne. Przede wszystkim podopieczni Nuno mierzyli się z wymagającymi rywalami… a na dodatek, jak to się często w piłkarskim świecie mówi, sędziowie „Nietoperzom” nie pomagali. A to najdelikatniejsze ze sformułowań jakie można wystosować w tej kwestii. Trochę mocniejsze, na jakie możemy sobie pozwolić, to rzucanie kłód pod nogi.

I jak to często w wypadku meczów Valencii, można stwierdzić, że na początku był chaos. Pierwsze dziesięć minut zdecydowanie należało do Granotas. Bliski powodzenia już w 2. minucie był Andreas Ivanschitz. To Levante miało inicjatywę i kilkukrotnie ciśnienie fanom Blanguinegroś mogło skoczyć.

Ale już w 10. minucie mogliśmy i powinniśmy być świadkami pierwszej bramki, jednak sędzia Ignacio Iglesias Villanueva dopatrzył się spalonego… którego nie było. Jeden z zawodników Valencii faktycznie znajdował się na pozycji spalonej, jednak nie brał udziału w akcji i Paco został pozbawiony bramki, którą zdobył prawidłowo. Świetnym dograniem popisał się Sofiane Feghouli.

To jednak było ostrzeżenie dla Levante i sygnał do ataku dla Valencii. Od tego momentu, było już coraz lepiej. Zawodnicy nie mieli zamiaru rozpamiętywać tej sytuacji, choć byli przekonani, że arbiter po raz kolejny w tym sezonie pomylił się na niekorzyść Blanquinegros, to wzięli się wreszcie w garść.

I co się nie udało kilka minut wcześniej, tym razem przyniosło skutek. Po raz kolejny piłka z prawego skrzydła została zagrana w pole karne. Tym razem po kombinacyjnej akcji na flance znalazł się Dani Parejo, który świetnie dośrodkował, a Paco okazał się najlepszy w powietrzu i wyprowadził Valencię na prowadzenie 1:0 już w 16. minucie. Walencki numer dziewięć cieszył się z bramki niezmiernie.

Od tego momentu Valencia już dominowała w spotkaniu, widać było, że strzelona przez młodziana bramka, dodała zespołowi wiatru w żagle. Kolejne ataki były coraz groźniejsze, jednak brakowało dobrego wykończenia, bądź ostatniego podania. Aktywni byli skrzydłowi, jednak po raz kolejny Rodrigo Moreno był na bakier z celnością, tym razem grając na lewej flance, co poniekąd trochę go usprawiedliwia, bo to całkowita nowość.

Świetną sytuację zniweczył David Barral. Hiszpan będący w tym sezonie w życiowej formie huknął nad bramką po ładnej drużynowej akcji Granotas. I na pewno będzie sobie pluł w brodę, bo tuż potem wydarzyło się coś, co już w pewnym sensie ustawiło mecz.

Kolejny gol i po raz kolejny dośrodkowanie, tym razem Lucasa Orbana. W 36. minucie Argentyńczyk dograł piłkę w pole karne, a tam najlepiej zachował się Sofiane Feghouli i wpakował piłkę do siatki. Trzeba przyznać, że Algierczyk w odróżnieniu od poprzednich meczów zagrał bardzo dobre zawody. W całej beczce miodu jest jednak łyżka dziegciu, gdyż… I tym razem sędziowie się nie popisali. Lucas był na pozycji spalonej i to dość wyraźnej.

Do końca pierwszej połowy Valencia już zdecydowanie dominowała, a ta zakończyła się rezultatem 2:0. Co warto podkreślić, Levante miało swoje okazje. Miało nawet kilka stałych fragmentów gry, które jednak wykonywane były w sposób delikatnie mówiąc niedokładny.

Po raz kolejny po gwizdku sędziego ostro zaczęło Levante. Ivan López ledwo wprowadzony na boisko zaliczył prawie wejście smoka, po jego strzale, piłka jednak odbiła się od poprzeczki. Granotas kontynuowali ataki, a Valencia próbowała swoich szans w kontrach, zazwyczaj jednak brakowało kończącego podania.

Na boisku pojawili się Barragan i de Paul, a Cancelo, radzący sobie tego wieczoru niesamowicie w ofensywie, powędrował na skrzydło. I od tego czasu już zdecydowanie Portugalczyk był wiodącą postacią zespołu. Kilka razy interwencjami popisać musiał się Diego Alves, w tym raz w bardzo trudnej sytuacji, w której na bramkę uderzał Jose Mari.

Chwilę później na boisku pojawił się Negredo. Miał naprawdę niewiele czasu na wykazanie się, trafiła mu się tylko jedna szansa. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry, Barragan zagrał długą piłkę do Negredo, obrońca Levante się nie popisał i El Tiburón mógł uderzyć… Uderzył w ekwilibrystyczny sposób i strzelił przepiękna bramkę przypieczętowując zwycięstwo Valencii na 3:0.

Valencia kontrolowała mecz, przez dużą jego część dominowała. Drużyna potrzebowała właśnie takiego spotkania, ale nie może spoczywać na laurach, gdyż najbliższe mecze zadecydują o tym, czy ten niewątpliwie fantastyczny sezon będzie można zaliczyć do w pełni udanych, czy jednak po raz kolejny, czegoś zabraknie.

Primera División, 31. kolejka Valencia 3:0 (2:0) Levante

Gole: Paco m.16, Feghouli m.36, Negredo m.90+3

Valencia: Alves - Cancelo, Mustafi, Vezo, Orban - Fuego, Parejo, Gomes ('66 de Paul) - Rodrigo ('66 Barragan), Feghouli, Paco ('73 Negredo)

Levante: Marino - Morales, Vyntra, Ramis, Tono ('46 I. López) - El Zhar ('56 K. Uche), Jose Mari, Simao, Ivanschitz ('74 R. Garcia) - Casadesus, Barral

Kategoria: Składy | Źródło: własne