Strona główna

Knockout w ostatniej sekundzie

Krystian Porębski | Arkadiusz Byzik | 08.01.2013; 23:42

Valencia 2:1 Osasuna

Blanquinegros powoli wracają do normalności, budząc strach tak w oczach przeciwnika, jak i swoich własnych fanów. Styl gry być może pozostawiał wiele do życzenia, natomiast cel został osiągnięty. Piłkarze Valverde mogą szykować się do kolejnego starcia, najprawdopodobniej z Realem.

Valencia była zdecydowanym faworytem wtorkowego pojedynku z Osasuną. Pierwszy mecz między tymi drużynami zakończył się wynikiem 2:0 dla Los Ches. Jakby tego było mało, parę dni wcześniej w spotkaniu ligowym triumfowali podopieczni debiutującego Ernesto Valverde (1:0 - przyp. red.). Nie można było zapomnieć także, o postawie jaką prezentowali wcześniej w meczach wyjazdowych "Nietoperze". Fatalną passę przerwali dopiero z Osasuną - wygrywając dwukrotnie na Estadio Reyno de Navarra.

Kierując się postawą przeciwnika w poprzednich meczach, oraz dwubramkową przewagą, Valverde postanowił dać szansę zawodnikom, którzy rzadko mają szansę zagrać od pierwszej minuty. I tak: na skrzydłach pojawili się Viera i Bernat, między słupkami stanął Guaita, a rywali straszył (przynajmniej straszyć miał) dotychczasowy dżoker - Nelson Valdez.

Mecz zaczął się bardzo chaotycznie. Obie drużyny starały się zaatakować, lecz ani jednej, ani drugiej nie za bardzo się to udawało. Trudno było nie odnieść wrażenia, iż w niweczeniu akcji Blanquinegros większy wpływ miał m.in. Jonas, niż gracze formacji defensywnej rywali. Zresztą zależność ta działała w obie strony. Brazylijczyk co prawda starał się, ale jego dryblingi rozbijały się o obrońców "Osy", a podania - jak choćby na lewe skrzydło do Viery - choć groźne i ciekawe, to były minimalnie niedokładne. Było to jednak przywarą całej drużyny, która za wszelką cenę starała się jak najszybciej dograć piłkę do przodu.

W sytuacji wszechobecnego chaosu, o wiele lepiej zaczęli odnajdywać się piłkarze Osasuny, którzy coraz dłużej utrzymywali się przy piłce. Nie umknęło to komentatorowi TVP Sport, który widział w tym szansę drużyny z Pampeluny.

W 33. minucie jednak sprawy zmieniły obrót. Tino Costa dostrzegł swoją szansę, po faulu Rubena na Valdezie, za który Hiszpan ujrzał żółty kartonik. Rozmową z Albeldą Argentyńczyk jakby zaczarował obronę, a przede wszystkim bramkarza rywali, który nawet nie drgnął po perfekcyjnie wykonanym strzale z ok. 30 metrów.

Piłkarze Valverde próbowali iść za ciosem i prawię im się udało. W 36. minucie było bardzo groźnie, David Albelda popisał się nawet próbą przewrotki, niestety 35-letni zawodnik chybił. Po tej groźnej akcji całej drużyny, morderczą kontrę wyprowadzili Los Rojillos. Precyzyjne długie podanie dobrze przyjął Joseba Llorente, mijając kryjącego go "na radar" Victora Ruiza. Doświadczony napastnik znalazł się sam na sam z Vicente Guaitą i dokładnym strzałem przy długim słupku wyrównał wynik spotkania.

"Nietoperze" grali mecz, ze znanym sobie z wielu poprzednich spotkań scenariuszem. Komfort polegał na tym, że drużyna z Walencji nie musiała tego meczu wygrać. Osasuna jednak coraz wyraźniej zaznaczała swoją przewagę. Pierwsza połowa zakończyła się remisem 1:1.

Druga połowa okazała się ciekawszą od pierwszej, aczkolwiek na początku nadal brylowała drużyna z Pampeluny. W szeregach Valencii spisywał się coraz lepiej Juan Bernat, który z akcji na akcje był bardziej pewny siebie, prezentując nawet tricki jakie kiedyś oglądaliśmy w wykonaniu Joaquina.

W 57. minucie Valverde zareagował na słabą postawę "Nietoperzy" i dokonał pierwszej zmiany - za Jonathana Vierę wszedł Ever Banega, który nie brylował w ostatnim meczu z Granadą. Z Osasuną pokazał się jednak z bardzo dobrej strony, poprawiając grę drużyny z Mestalla.

Między 62., a 71. minutą trenerzy dokonali aż 4 zmian, z czego Valencia jedną. Trener Osasuny postawił wszystko na jedną kartę wprowadzając takich piłkarzy jak Puñal, Miguel Flaño czy Onwu. Na zasłużony odpoczynek udał się także Nelson Valdez, którego zastąpił Roberto Soldado. Temperamentny Hiszpan tuż po wejściu stanął przed co najmniej dwoma bardzo dobrymi szansami na danie prowadzenia Blanquinegros, czegoś jednak brakowało. Kilka pewnych, aczkolwiek niekoniecznie trudnych interwencji zaliczył Guaita.

Z minuty na minutę widać było coraz większe zrezygnowanie ekipy z Pampeluny, co otworzyło drogę do ataków dla Valencii. W 80. minucie z rzutu rożnego dośrodkowywał Banega, piłka po chwili trafiła do Tino Costy, który sprzed pola karnego dośrodkował na głowę niekrytego Cissokho. Ten jednak znajdował się na pozycji spalonej. W jednej z wcześniejszych sytuacji Francuz także znajdował się w dobrej sytuacji, minął się jednak poważnie z piłką.

Ostatnia zmiana została dokonana w 87. minucie, za dobrze grającego Bernata, wszedł Guardado. I gdy wydawało się, że mecz zakończy się remisem, z wyczekiwania na koniec meczu rozbudził kibiców Roberto Soldado, który po prostopadłym podaniu Banegi pokonał bramkarza strzałem przy krótkim słupku.

Wynik nie do końca oddaje to jak wyglądał mecz. Wystarczy spojrzeć w statystyki. Kto wie, być może gdyby to było spotkanie ligowe, na tablicy wyników po końcowym gwizdku widniałby remis. Nie ma jednak co rozwodzić się nad tym jak grała Valencia, najważniejszy jest w tym momencie awans do ćwierćfinału Copa del Rey. Cieszy to, że - przynajmniej takie można odnieść wrażenie - Ernesto Valverde naprawdę wie co robi i potrafi pokierować odpowiednio drużyną z Mestalla.

Do najjaśniejszych punktów Valencii można bez namyślenia zaliczyć Juana Bernata, a także Argentyńczyków - Tino Costę i Evera Banegę. Fanów Los Ches może jednak wprowadzić w konsternacje opinia fachowców z TVP Sport. Video z bramką Soldado zostało opisane w ten oto sposób: "Niezawodny snajper Roberto Soldado zdobywa bramkę w ostatniej akcji meczu z Osasuną Pampeluną i pieczętuje awans Valencii do ćwierćfinału Copa del Rey". Czy aby na pewno "Żołnierz" jest aż tak niezawodny? Oby dziennikarze TVP Sport byli dobrymi prorokami.

Zapraszamy do zagłosowania na najlepszego piłkarza meczu, wytypowania poprawnego wyniku w meczu z Sevillą i zapoznania się z garścią pomeczowych statystyk:

Kategoria: Składy | Źródło: Własne