Strona główna

Wyjazdowa klątwa przerwana!

Dominik Piechota | Arkadiusz Bryzik | 08.12.2012; 23:58

Udany debiut Valverde

Mauricio Pellegrino nie zdołał dokonać tej sztuki w siedmiu meczach. Ernesto Valverde potrzebował zaledwie jednego pojedynku, by zdobyć komplet punktów na obcym terenie w meczu ligowym. "Nietoperze" odnoszą upragniony tryumf po niezwykle wyrównanym i topornym spotkaniu. Trafienie na wagę trzech punktów zanotował Roberto Soldado.

Pojedynek na El Sadar zapowiadał się wyjątkowo, ponieważ oba kluby nadzwyczajnie potrzebowały punktów. Dodatkowo, Ernesto Valverde debiutował jako szkoleniowiec walenckiego klubu, a we wcześniejszych siedmiu wyjazdowych meczach Los Ches nie odnieśli żadnego zwycięstwa.

Zmiana warty na stanowisku trenera zapowiadała rewolucję w grze. Podobnie w wyjściowej jedenastce – kilka decyzji personalnych wywołało zdziwienie i niepokój. Na bokach obrony wystąpili Barragán i Guardado, a doświadczony David Albelda odpowiadał za destrukcję w centralnej strefie boiska. Nawet niedawny rekonwalescent, Pablo Piatti, miał przyjemność gry od pierwszego gwizdka sędziego.

48-letni Hiszpan prowadził drużynę "Nietoperzy" zaledwie od trzech dni, lecz stały obserwator poczynań klubu z Mestalla potrafił dostrzec widoczne zmiany. Postawa pojedynczych zawodników uległa poprawie, a niektórzy zyskali na pewności siebie. Choć sposób rozgrywania nadal był prymitywny, brakowało dokładności oraz zgranego kolektywu...to pewne elementy mogły wywoływać uśmiech na twarzach kibiców. Linia defensywna odznaczała się solidnością, koncentracją i dużą wiarę we własne umiejętności. Andres Guaradado jakby zyskał na dynamice oraz odwadze. Adil Rami odbierał kolejne piłki, przecinał kolejne podanie i nabierał przeciwników przy wyprowadzaniu futbolówki. Sofiane Feghouli i Pablo Piatti często wymieniali się pozycjami, schodzili do środka, a momentami przybierali rolę wolnego elektronu. Najważniejszy był jednak lider drużyny – David Albelda. Król powrócił na należny sobie tron. Dawno nie oglądaliśmy równie solidnego występu charakternego pomocnika. Valverde zaczął już działać - tyle można stwierdzić z czystym sumieniem.

Większość pierwszej części gry powiewała nudą. Po jednym groźnym uderzeniu oddały obie drużyny w trakcie trzech kwadransów. Dopiero po ponad dwudziestu minutach Roland Lamah zachęcił innych do jakichkolwiek prób. Belg zbiegł do środka, by oddać silny, aczkolwiek niecelny strzał. Za radą pomocnika chcieli pójść inni, ale ich uderzenie były blokowane lub trafiały widzów na najwyższych miejscach stadionu.

Z czasem rozkręcali się także Blanquinegros. Największym problemem była dokładność w kreowaniu sytuacji. Roberto Soldado wobec braku podań od partnerów wyczekiwał jakiegoś mikołajkowego prezentu. Raz był bliski wyprzedzenia golkipera i wykorzystania błędu przeciwnika, jednak Andrés Fernández był czujniejszy, wybijając piłkę z dala od bramki.

Przed gwizdkiem oznaczającym przerwę, Roberto Soldado miał jeszcze dwie sytuacje. Za pierwszym razem nie zdołał dojść do dośrodkowania Feghouliego, gdyż rywale podwoili krycie. W kolejnej sytuacji wyprzedził już obrońców, ale strzał z powietrza wylądował jedynie w bocznej siatce bramki.

W zasadzie okres przed przerwą był najlepszym w całym spotkaniu w wykonaniu "Nietoperzy". Los Rojillos mieli sporo szczęścia, że próba przewrotki Feghouliego oraz strzał sprzed pola karnego Tino Costy miały niewiele wspólnego z celnością. W każdym razie przez prawie kwadrans podopieczni Valverde zapanowali nad boiskową sytuacją. Ich ochocze poczynania przerwał jednak arbiter piętnastominutową przerwą.

W porównaniu z pierwszą odsłoną, kolejna przyniosła pewne emocje. Sytuacje sprzed przerwy musiały być mocno podkolorowywane, by statystycy uznawali je jako "strzały" lub "groźne sytuacje".

Gospodarze z Nawarry mogli objąć prowadzenie kilka minut po wznowieniu gry. Wzorowo wykonany rzut rożny wykończył strzałem głową Alejandro Arribas, ale ofiarność Guardado powstrzymała pampeluńczyków od radości. Futbolówka zmierzała prosto do siatki, jednak Meksykanin bezpardonowo wybił ją z linii bramkowej. Choć wielokrotnie był kozłem ofiarnym, za tę interwencję należały mu się spore brawa i podziękowania kolegów.

Kilka chwil później przytomnością umysłu wykazał się Tino Costa. Argentyńczyk, Ever Banega, został sfaulowany po kolejnym dłuższym przetrzymywaniu piłki. Jego rodak natychmiastowo wykonał rzut wolny, a Soldado niespodziewanie znalazł się w doskonałej sytuacji bramkowej. Reprezentant Hiszpanii znów musiał uznać wyższość 25-letniego Andrésa Fernándeza.

55. minuta okazała się zbawienna dla Valverde i jego zawodników! Z głębi pola piłkę w pole karne posłał Tino Costa. Pablo Piatti wykorzystał swoją szybkość, a następnie dośrodkował futbolówkę z ostrego kąta. Wtedy wydarzyło się coś niezwykłego. Piłka nabrała wielkiej rotacji, przefrunęła nad bramkarzem i defensorami, odbiła się od obramowania bramki i... spadła pod nogi Roberto Soldado. Hiszpan nie spodziewał się takiej ilości szczęścia, ale szybko się zorientował w tej sytuacji i umieścił piłkę w bramce. Obrońcy nie mogli uwierzyć, jednak 27-letni napastnik zdołał zdobyć swoją 8. bramkę uderzeniem z najbliższej odległości. Piłka jeszcze musnęła poprzeczkę przed zagoszczeniem w siatce Osasuny. Masa szczęścia sprzyjała walenckiemu klubowi, ponieważ nawet nieprzeciętna technika Piattiego nie pozwoliła mu wykombinować takiego zagrania. 1:0 dla przyjezdnych!

Powoli CA Osasuna musiała się odkryć i ruszyć do ataków. Pierwszą próbę wyrównania miał bardzo szybko Oier Sanjurjo, ale strzelcem wybitnym on nie jest, więc przeniósł piłkę wysoko nad bramką.

Blanquinegros solidnie się bronili oraz starali się kontrować. Soldado wymyślił podczas jednej z kontr, że minie Lolo, a następnie skieruje piłkę do bramki. Obrońcę wyprzedził, jednak Fernándeza nie przechytrzył. Sędzia był pewien, że faulu na Hiszpanie nie było. Nawet Roberto skwitował swój upadek przyjaznym uśmiechem.

Kuriozalna sytuacja spotkała Fernando Gago w końcówce meczu. Kilkanaście minut przed ostatnim gwizdkiem pomocnik pojawił się na murawie, zmieniając Banegę. Po niespełna sześciu minutach musiał zejść z murawy kosztem Daniego Parejo. Rozgrywający rodem z Argentyny pechowo nabawił się urazu.

Ataki zawodników z Nawarry nie miały szans na powodzenia, bo zawodnicy podchodzili do nich bez wiary w strzelenie gola. Najjaśniejsza postać, Roland Lamah, zdołała postraszyć Alvesa celnym strzałem z dalszej odległości, ale nawet to było niewystarczające, by osiągnąć remis.

Rezultat mógł być okazalszy, ale Roberto Soldado notorycznie marnował okazje. W doliczonym czasie gry pokusił się o strzał, który wybronił golkiper z Pampeluny. Obok miał trzech lepiej ustawionych partnerów, jednak Hiszpan wybrał swój instynkt. Tym razem snajperski instynkt mocno go zawodził.

Ostatecznie przyjezdni z Walencji mogli się cieszyć z trzech punktów. Zwycięstwo nie było okazałe. Styl gry nie był powalający. Przewaga nie była przekonująca. Tryumf został po prostu wymęczony, jednak nikt nie ma tego na uwadze, ponieważ Ernesto Valverde dokonał sztuki niemożliwej dla Mauricio Pellegrino – odniósł wyjazdowe zwycięstwo w rozgrywkach ligowych. Wejście nowego autorytetu do szatni daje pierwsze owoce. Kolejna próba już we wtorek w Copa del Rey. Rywal ten sam, a więc: "Osasuna, podejście drugie".

Mateusz Styś postanowił przeanalizować sobotni pojedynek. Przeczytaj jego tekst w Oku Kibiców

CA Osasuna 0:1 Valencia CF

CA Osasuna: Andrés Fernández, Flaño (Lolo, min. 46), Echaide (Cejudo, min. 60), Armenteros, Puñal, Llorente (Onwu, min.67), Arribas, Oier, Lamah, Raoul Loé y Damià.

Valencia CF: Diego Alves, Rami, Albelda, Feghouli, Soldado, Éver (Gago, min. 77, Dani Parejo, min. 83), Piatti (Viera, min. 58), Barragán, Guardado, Ricardo Costa y Tino Costa.

Gole: 0-1 Min. 54 Soldado.

Arbiter: Iglesias Villanueva.

Żółte kartki:Lolo, Damià - Ricardo Costa, Albelda.

Widzów: 13.849 tys.

Tymczasem, zapraszamy do wyboru najlepszego piłkarza spotkania, przestawienia swoich typów odnośnie meczu z Osasuną oraz zapoznania się z pomeczową garścią statystyk:

Kategoria: Składy | Źródło: własne