Strona główna

Bankia odrzuciła ofertę Alvarado

Zdzisław Lewicki | Michał Świerżyński | 28.11.2012; 20:36

Proces kupna zatrzymany

Oferta Mario Alvarado opiewająca na 200 milionów euro została odrzucona wczoraj późnym wieczorem z powodu niewystarczających gwarancji. Jak się okazało, biznesmen jednak nie chciał kupić klubu, a jedynie jego długi, co wzbudza wielkie podejrzenia co do czystości jego intencji.

Alvarado przybył do siedziby Bankii w Walencji w poniedziałek, przedstawiając poręczenie weksla na kwotę 200 milionów euro, za którą chciał wykupić zadłużenie klubu w tejże instytucji. Kwota zadłużenia u Bankii wynosi jednak 300 milionów ( „Fundación” 81 mln, Valencia 219 mln), czyli inwestor chciał nabyć je za cenę mniejszą o 100 milionów. Dzięki temu miałby przejąć władzę w klubie, sporo na tym oszczędzając.

Oferta złożona przez Kostarykańczyka jest jednak bardzo niepewna. Szczególnie teraz, w dobie kryzysu szalejącego po Półwyspie Iberyjskim, na rynku pojawia się wiele instytucji skłonnych odkupić zadłużenia - tzw. instytucji „sępów”. Specjalizują się w wykupowaniu długów firm, instytucji a nawet państw w ogromnym kryzysie, zazwyczaj tuż przed upadkiem (aby nabyć je po cenie „promocyjnej”) następnie domagając się bezpośrednio ich spłaty w Sądzie, lub zarabiając na rosnących odsetkach.

Nawet jeśli Bankia nie będzie chciała dalej negocjować, inwestor może skierować się bezpośrednio do „Fundación” i nabywając dużą ilość akcji stać się głównym akcjonariuszem. Z tej pozycji również może ubiegać się o zwrot zadłużenia - bezpośrednio do Autonomicznego Rządu Walencji.

„Nie jest to naszą intencją, nie chcemy zaatakować klubu. Naszym celem jest zakup klubu, a nie ‘toksycznych’ środków pieniężnych, dzięki którym moglibyśmy spekulować. Mamy długofalowy plan” - takie oświadczenie padło z ust Alfredo Rincóna, rzecznika biznesmena w odpowiedzi na pojawiające się zarzuty.

Dziennikarze dotarli do Denixe González, z którą biznesmen spędził trzynaście lat życia, a obecnie jest w separacji. „Jego życie zawodowe było owiane tajemnicą” – stwierdziła kobieta. „Powtarzał, że zajmuje się interesami, jednak nigdy nie mówił jakimi dokładnie. Wspierałam go przez cały ten czas”.

„Kiedyś, gdy weszłam do pokoju hotelowego, żeby podrzucić mu jakiś papierek, spytałam dlaczego ma maskotkę Valencii. »Pewnego dnia kupię ten klub« – powiedział. Tak, jak mówi się o kupnie samochodu”.

Żona wyraźnie powątpiewa w uczciwość planów męża. „Nie jest bogatym człowiekiem, nie wierzę mu”. „Chciał wejść do klubu osobiście, natomiast rzeczywistego wsparcia finansowego miał udzielić inwestor z Dubaju. Wtedy nie przywiązywałam do tego wagi, sądziłam że to tylko taka gadanina”.

Nawiasem wspominając, do Dubaju udał się w tym tygodniu Manuel Llorente. Prezydent zamierzał znaleźć… inwestorów.

Wracając do głównego wątku, według doniesień jednego z większych kostarykańskich dzienników, La Nación, Alvarado ma powiązania z siedmioma spółkami akcyjnymi. Żadna, poza jedną, nie jest znana z nazwy.

Jego rzecznik, Alfredo Rincón, przekonuje, że dysponuje złożami szmaragdu w Brazylii oraz prowadzi biznes powiązany ze złotem oraz ropą naftową. Alvarado miałby niebawem wykupić Deportivo Saprissa, pierwszoligowy klub kostarykański, jak i postawić na tworzenie szkół oraz boisk – wszystko pod patronatem Valencii.

Panowie mieli być również po słowie z Rafaelem Benítezem oraz Amedeo Carbonim.

Niepojącą informację opublikowało „Las Provincias”. Alvarado miał omawiać plan przejęcia klubu z… Juanem Solerem, bodaj najgorszym prezydentem w historii Valencii, który wprowadził ją w spiralę długów.

Soler rozmawiał z Alfonso Grauem o „interesującej” ofercie. Wiceburmistrz Walencji, który przyjął w poniedziałek rzekomych inwestorów, odmówił jakichkolwiek negocjacji. „Porozmawiamy, jak zostanie zawarte porozumienie z klubem, na razie nie chcę znać szczegółów” – miał powiedzieć.

„LP” skontaktowało się z budowniczym. Ten miał zaprzeczyć, jakoby rozmawiał o futbolu, potwierdził natomiast, że „wypił w towarzystwie Alvarado kilka filiżanek kawy”.

Sceptycyzm objawia się nie tylko w zachowaniu i decyzjach banku oraz lokalnych władz. Także obecni włodarze powątpiewają w intencje Kostarykańczyka. Zdziwienie wywołuje fakt, że nie zainteresował się on przeprowadzeniem audytu, chociaż zamierza zainwestować setki milionów euro – co jest standardem przy rozważaniu każdej poważnej inwestycji.

Valencia na spłatę 219 milionów euro zadłużenia ma czas do końca grudnia tego roku (co mogło zachęcić inwestora). Manuel Llorente jest jednak na dobrej drodze do rozłożenia spłaty na okres co najmniej 15 lat (do 2027) oraz zmniejszenia kosztów obsługi i zabezpieczenia kredytu.

Nie tylko klub przeżywa ogromne problemy. Bankia, główny wierzyciel klubu, zapowiedział właśnie zwolnienie sześciu tysięcy osób, tj. co czwartego pracownika, oraz zamknięcie ponad tysiąca, czyli co trzeciej placówki w kraju w ciągu trzech lat.

Wczoraj późnym wieczorem, tuż przed północą po ogłoszeniu odrzucenia propozycji inwestor nie chciał obszerniej komentować swoich planów. Zapowiedział jednak, że zostanie zwołana konferencja prasowa, na której przedstawi swój plan, którym chciał uratować klub.

Kategoria: Ogólne | Źródło: Las Provincias | Superdeporte | Cadena SER