Strona główna

Powrót do normalności

Arkadiusz Bryzik | Dominik Piechota | 11.11.2012; 13:59

Wyjazdowych koszmarów ciąg dalszy

Nie doszło do przerwania czarnej serii na Estadio José Zorila. W samo południe walencki klub pod wodzą Xaviego Tamarita remisuje z Pucelanos. Jednocześnie Blanquinegros po szóstym meczu ligowym na terenie rywala nadal pozostają bez zwycięstwa.

Podstawowa jedenastka tym razem była dosyć eksperymentalna. Między słupkami znalazł się Diego Alves, a przed nim: Barragán, Ramí, Víctor Ruiz i Cissokho. Prawy defensor, Antonio, miał okazję zmierzyć się ze swoim byłym klubem. W środku pomocy znalazło się trzech środkowych - Gago, Banega oraz Parejo. Na skrzydłach operowali Feghouli, a także Guardado. Na szpicy zamęt próbował siać Paragwajczyk, Nelson Valdez. Dla Banegi to w tym sezonie pierwsza szansa w meczu ligowym w podstawowym składzie.

Godny odnotowania jest fakt, iż na ławce trenerskie dowodził 30-letni trener pomocniczy, Xavi Tamarit. Hiszpan został wyznaczony do kierowania drużyną pod nieobecność Mauricio Pellegrino oraz jego asystenta. Zarówno pierwszy szkoleniowiec, jak i Carlos Compagnucci zostali zawieszeni na dwa pojedynki przez hiszpańską federację.

Kolejną renowacją było przejęcie opaski kapitańskiej przez Évera Banegę. 24-letni Argentyńczyk, pod nieobecność na murawie Albeldy, Soldado i Ricardo Costy, miał dowodzić boiskowymi poczynaniami swoich partnerów.

Początek z obu stron zapowiadał wielkie widowisko. Od rozpoczęcia widać było zaangażowanie i walkę w obu ekipach. Już po kilku minutach Éver oraz Gago postanowili postraszyć bramkarza przeciwników uderzeniami z dystansu. Chwilę później swój akcent pozostawił także Dani Parejo. Hiszpański rozgrywający z rzutu wolnego huknął w poprzeczkę, a futbolówka pechowo wróciła do gry. Przewaga wkrótce została udokumentowana...

...bo już w 15. minucie pojedynku "Nietoperze" objęły prowadzenie. Z bocznego sektora boiska rzut wolny wykonywał Guardado. Meksykanin popisał się dobrym dośrodkowaniem, a Aly Cissokho skierował piłkę do siatki uderzeniem głową. W zamieszaniu podbramkowym Francuz odnajduje się doskonale, co potwierdza drugi gol bocznego obrońcy w nowym klubie. 1:0 dla Valencii CF!

Dalej już nie było tak kolorowo. Cały obraz tego widowiska stracił na swojej wartości, a Real Valladolid zaczął przejmować inicjatywę. Właściwie, na murawie doszło do jednego, wielkiego pojedynku. W zasadzie brak ciekawszych sytuacji - jedynie walka w środku pola oraz walka przy dośrodkowaniach (najczęściej wygrywana przez obrońców). Najlepszym przykładem mierności tego meczu był masochizm Valdeza. Paragwajczyk był dosłownie wszędzie tam, gdzie można było złapać guza. W polu karnym przeciwnika, w środkowej strefie, jak i pod własną bramką - wszędzie Nelson walczył i starał się, aż... porządnie ucierpiał. Dograł do przerwy, lecz w końcu potrzebna była zmiana.

Przed zmianą połów oba zespoły miały jeszcze pojedyncze okazje na poprawę swojego morale. Alberto Bueno celował sprzed pola karnego, a Diego Alvesa uratował słupek. Piłka, po silnym uderzeniu, trafiła jedynie w obramowanie bramki. Chwilkę później Guardado spróbował szczęścia strzałem z woleja, ale on także nieznacznie się pomylił.

Druga odsłona nie zaskoczyła pod względem jakości, ale na pewno zaskoczyła w końcowym rezultacie. Cofnięcie się do obrony - klasyk w wykonaniu klubu z Mestalla. I tym razem kibice musieli po raz wtóry oglądać ten (nie)pospolity film. Przewaga, defensywa oraz brak ataków, a następnie strata wypracowanej przewagi - pierwotnie autorem takiej sceny był Unai Emery. Jego następca najwidoczniej - z dobrym dla siebie skutkiem - próbuje wziąć przykład i nakręcić sequel.

Wydawało się, że sprawę załatwiło umieszczenie piłki w siatce przez Roberto Soldado. Nic bardziej mylnego - arbiter dopatrzył się spalonego! Kolejny raz dochodzi do spornych sytuacji w pojedynkach "Nietoperzy". Ot właśnie idealne miejsce do nauki sztuki sędziowania - liga hiszpańska. Na murawach Półwyspu Iberyjskiego, jak nigdzie, należy szukać trudnych do oceny sytuacji.

Kibice mogli pomyśleć: "Nieistotne! Jedna błędna decyzja - należy mu wybaczyć. Arbiter to też człowiek". W kolejnej sytuacji rozjemca tego meczu ponownie zaszokował. Obrona VCF zaspała, a napastnik gospodarzy wyszedł sam na sam z bramkarzem. Na straży był Cissokho, który zdołał zatrzymać przeciwnika i wytrącić mu piłkę. Arbiter jednak zauważył nachalne pociągania za koszulkę i popychanie - niezgodne z zasadami. Efekt? Piorunujący. Czerwona kartka dla zdobywcy gola, Cissokho. Real Valladolid ma rzut karny. Nawet rozpraszające gesty Diego Alvesa nie pomogły. Victor Perez pewnym uderzeniem wyrównuje - 1:1.

Dalsze minuty wyglądały ciut lepiej w wykonaniu walenckiego klubu, choć nadal to gospodarze utrzymywali się dłużej przy piłce. Przede wszystkim problemem były niecelne strzały. Nawet zmiany nie wniosły żadnego ożywienia, a przez pół godziny Blanquinegros nie zdołali uratować tego meczu - innymi słowy: zanotowaliśmy powrót do szarej i smutnej normalności. Po raz kolejny zniżyliśmy się do parteru, a mnie jako sympatykowi tej zbieraniny brak kolejnych słów, bo o tym przewidywalnym zespole wszystko zostało już powiedziane. Nie mam zamiaru męczyć czytelnika kolejnymi epitetami o zabarwieniu negatywnym, ponieważ kibice powinni o takich meczach zapominać dla swojego zdrowia psychicznego, a zawodnicy powinni wyciągać wnioski. Można skomentować krótko: TO znów się stało, niestety...

Zachęcamy do wyboru najlepszego piłkarza spotkania, przestawienia swoich typów odnośnie meczu z Espanyolem oraz zapoznania się z garścią statystyk z wczorajszego pojedynku.

Kategoria: Składy | Źródło: Własne