Blamaż... który to już raz?!?
Pojedyncze wpadki mogą się zdarzać, ale regularnych kompromitacji trwających cały sezon zaakceptować nie sposób. Valencia po raz kolejny zagrała iście żałośnie, a po ostatniej dobrej serii zostało ulotne wspomnienie w świadomości kibiców.
Unai Emery ustawił swoich piłkarzy w systemie 4-3-3, mówiąc im w szatni „róbta co chceta”. Ci wzięli to nazbyt dosłownie – na boisku każdy sobie rzepkę skrobał. Południe, słońce, gorąco – Piotr Ćwielong w końcu znalazł drużynę dla siebie.
„Wbić cztery gole Valencii - to naprawdę spory wyczyn” – podsumował grę Espanyolu Żelisław Żyżyński, komentujący spotkanie na antenie jednego z polskich kanałów sportowych. Pomylił się bardzo. Wbić cztery gole Valencii to żaden wyczyn. Gdyby Vicente Guaita w polu karnym podał Wam piłkę wprost pod nogi, też dokonalibyście „sporego wyczynu”. Z całym szacunkiem, oczywiście.
Dobrze by było, aby piłkarze zastanowili się nad sobą. Nie tylko wyszli do kamery, wygłosili wyświechtaną formułkę o złym wyniku, dobrej grze i mocnym postanowieniu poprawy. Marzę, żeby potrafili uderzyć się w piersi, dokonać samokrytyki a’la Marcin Budziński i – co najważniejsze – wziąć się ostro do roboty. Marzę, by pragnęli tylko jednego – nigdy więcej nie doznać takiego upokorzenia.
Tak, pomarzyć dobra rzecz…
15.04.2012, Primera División, 34. kolejka
Espanyol Barcelona 4:0 Valencia CF
Bramki: 26’ C. Gómez, 30’ Verdú, 58’ Álvaro Vázquez, 80’ K. Uche.
Żółte kartki: Didac, Baena, Sánchez – Alba, Pablo, T. Costa, Mathieu, Aduriz.
Espanyol: Cristian Álvarez - J. López, R. Rodriguez, H. Moreno, Dídac - Baena, C. Gómez (62’ Sánchez) – Sergio (83’ Fonte), Verdú, Weiss (56’ Álvaro) - Uche.
Valencia: Guaita - Barragan, Rami, R. Costa, Mathieu - Topal, Parejo (46’ Feghouli), Tino Costa – Pablo (46’ Aduriz), Alba – Jonas (66’ Canales).
Kategoria: Ogólne | Źródło: Własne