Strona główna

Nowa Valencia - silniejsza bez swoich gwiazd

Ulesław | 29.09.2010; 10:27

Życie bez Silvy i Villi istnieje

W kadrze Hiszpanów na pierwszy mecz eliminacji Euro 2012 nie znalazł się żaden piłkarz Valencii. Pierwszy raz od dwudziestu lat - wyliczyli dziennikarze Superdeporte.

Anomalię wywołała gigantyczna wyprzedaż gwiazd, największa w historii klubu z Estadio Mestalla i – jeśli popatrzeć na tegoroczne lato – najpotężniejsza w skali globalnej. Żaden inny klub na świecie nie sprzedał w 2010r. zawodników za 85 mln euro.

Już kilkanaście miesięcy temu z braku środków stanęła budowa Nowego Mestalla, mającej pomieścić 75.000 widzów podstawowej przyczyny finansowych problemów Valencii. Dzięki ubiegłorocznej emisji nowych akcji i tegorocznym transferom, przekraczające pół miliarda euro zadłużenie Valencii spadło o dwadzieścia procent. Wydawało się jednak, że za olbrzymią cenę demontażu kadry.

W dwa miesiące w stolicy Lewantu dokonano rewolucji. Sprzedany do Barcelony David Villa w Valencii, tylko Primera Division przez pięć lat zdobył ponad sto bramek. David Silva – kreatywny lider, niezastąpiony od czterech sezonów – dostał nakaz znalezienia nowego klubu. Znienawidzonego lokalnego rywala – Villarreal - zasilił Carlos Marchena, kapitan Los Ches od zakończenia Euro 2008. Ruben Baraja, jeden z ostatnich piłkarzy pamiętających finał Ligi Mistrzów z 2001r., zakończył karierę, rozczarowany brakiem propozycji nowego kontraktu. Przyduszona finansowymi problemami Valencia pozbyła się boiskowych gwiazd i przywódców z szatni. Jedynie dwaj pozostali sprzedani – Nicola Zigic i Alexis Ruano – wywierali marginalny wpływ na drużynę.

Nic dziwnego, że po takich spustoszeniach w kadrze Nietoperzy pojawiły się przepowiednie wieszczące Valencii sportowy upadek. Pytany w sierpniu o szanse innych drużyn na rzucenie wyzwania Realowi i Barcelonie, selekcjoner Vicente del Bosque przyznał, że namieszać w rozgrywkach mogą Sevilla, Villarreal i Atletico. O Valencii nie wspomniał.

Tymczasem, po pięciu kolejkach Primera Division, na czele tabeli znajduje się drużyna Unaia Emery'ego, prezentująca w dodatku najbardziej solidną formę. „Blanquinegros” zgubili punkty tylko w meczu z Atletico, triumfatorami Superpucharu Europy. Barcelona, Sevilla, Real i Villarreal nie zmogły beniaminków. W dodatku, w pierwszej kolejce Ligi Mistrzów, Valencia dała lekcję futbolu mistrzowi Turcji, wygrywając na wyjeździe 4-0. Takiego startu klub nie zaliczył od kilkunastu sezonów.

Znakomite wyniki nie dziwią prezydenta Manuela Llorente. Już w latach dziewięćdziesiątych, gdy pełnił on w klubie funkcję dyrektora naczelnego, wprowadził zwyczaj sprzedawania największych gwiazd. Odejścia Claudio Lopeza, Gaizki Mendiety, Gerarda czy Javiera Farinosa i oddanie sterów w ręce nowej generacji, niespodziewania przyniosło Valencii dwa mistrzostwa kraju, puchar UEFA i superpuchar Europy. W szalonym planie Llorente historia z wystrzeleniem formy zespołu po sprzedaży liderów ma się powtórzyć.

Taktyczne wyzwolenie

Trener Unai Emery nie załamał się stratą piłkarzy, których brak jeszcze niedawno oznaczał problemy ze skleceniem składnej akcji, a o zdobyciu bramki mógł tylko marzyć. Valencia, bez Silvy albo Villi na boisku, dramatycznie traciła na jakości. Valencia bez nich obydwu nie miała prawa przeżyć.

Początek sezonu dowiódł, że każdego da się zastąpić, a Emery nie tyle stracił Silvę i Villę, co wręcz się od nich uwolnił. Razem z tą dwójką Valencię opuściła presja walki o mistrzostwo i konieczność gry w jednym ustawieniu, przesadnie podporządkowanym znakomitemu duetowi. Villa i Silva grali niezależnie od prezentowanej formy, zawsze jeżeli tylko byli w stanie utrzymać się na nogach. „El Guaje” tygodniami biegał po boisku z niewyleczoną kontuzją barku, bo Emery nie mógł tak po prostu zagrać bez Villi i nie miał go kim zastąpić. Silva zajmował miejsce na boisku, choć z meczu na mecz coraz bardziej ginął w cieniu Evera Banegi.

Z taktycznego punktu widzenia transferowe lato w Valencii należy uznać za znakomite. Emery dostał dokładnie tych piłkarzy, których chciał kupić. Atak wzmocnili najlepsi strzelcy Mallorki i Getafe – piątej i szóstej drużyny poprzedniego sezonu – Aritz Aduriz i Roberto Soldado. W środku pomocy powiew świeżości wprowadzą Tino Costa i Mehmet Topal, a funkcję Carlosa Marcheny – człowieka od brudnej roboty – spełniać będzie Ricardo Costa.

Zadowolony z zakupów trener natychmiast wprowadził nowe ustawienia - grę z duetem napastników albo trzema środkowymi pomocnikami - i dobiera taktykę w zależności od rywala. W poprzednich latach nie mógł stosować takich wariantów, bo Valencia cieszyła się tylko bogactwem skrzydłowych. Teraz Emery mógłby co mecz wystawiać dwie różne, równorzędne jedenastki, bo na żadnej pozycji nie ma piłkarzy niezastąpionych. W swoim spektakularnym debiucie w Lidze Mistrzów Emery wymienił aż siedmiu zawodników.

Z dobrodziejstw szerokiej ławki rezerwowych młody trener czerpie teraz pełnymi garściami. W pięciu meczach Primera Division, w barwach Valencii zagrało dwudziestu dwóch różnych piłkarzy. Dwudziestu zaliczyło przynajmniej jeden występ od pierwszej minuty. W tym samym czasie Guardiola wykorzystał osiemnastu zawodników (siedemnastu choć raz zagrało w pierwszym składzie), a Jose Mourinho układał Real z siedemnastki swoich podopiecznych. Szesnastu mogło się pochwalić przynajmniej jednym występem w wyjściowej jedenastce. A przecież to Guardiola dotychczas słynął z zawiłych systemów rotacji, a Emery z kurczowego trzymania się jednego ustawienia, przemęczania zawodników i przywiązania do nazwisk.

Nowa Valencia nie jest skazana na grę „diamentem” i okupowanie przedpola rywali z chaotycznymi próbami wdarcia się w pole karne. Aduriz i Soldado nie dają się łapać na spalonym tak często jak Villa i wygrywają każdy główkowy pojedynek, zdobywają przestrzeń i pakują piłkę do siatki po dośrodkowaniach skrzydłowych. O takiej grze z karłowatymi Villą i Silvą Valencia mogła tylko marzyć. Tino Costa i Mehmet Topal mogą huknąć z dystansu. Real i Barcelona preferują raczej wchodzenie z piłka do bramki i jeśli ktoś postawi twardy opór – jak Hercules czy Levante – zaczyna się jałowe klepanie podań albo bezmyślne wkopywanie piłki w pole karne. Pozbawieni preferujących finezyjny futbol partnerów piłkarze Valencii wybierają o wiele prostsze rozwiązania i cieszą się z bramek zdobywanych na większą liczbę sposobów. Bez Villi, tradycyjnego adresata każdego podania, pozostali piłkarze częściej decydują się na oddawanie strzałów. W sześciu meczach choć jedną bramkę zdobyło już ośmiu zawodników.

Trudno nie zauważyć poprawy gry defensywy, największej bolączki Valencii w poprzednich sezonach. Z gorących derbów w Alicante Valencia wywiozła komplet punktów, choć kilkadziesiąt minut w dziesiątkę broniła korzystnego wyniku. Po spotkaniu trener i piłkarze jednomyślnie przyznali, że „stara” Valencia ten mecz by przegrała.

Walka o mistrzostwo?

W ankiecie przeprowadzonej na Foroche, największym forum zrzeszającym kibiców Valencii, zdecydowanie przeważają głosy, że obecna kadra jest lepsza i bardziej kompletna od ubiegłorocznej. Utożsamianie się kibiców z nowym projektem wyczuł Emery. Założył własny blog, kilka razy w tygodniu przelewa myśli przez kable. Pod każdym wpisem pojawiają się setki komentarzy. Kibice ślą trenerowi słowa otuchy, zdradzają własne obserwacje dotyczące rywali i dzielą się wskazówkami.

Czy zmieniona Valencia jest nadzieją dla sympatyków La Liga znudzonych pojedynkami Realu i Barcelony o mistrzostwo kraju? Optymistyczne nastroje przezornie tonuje sam prezydent Llorente. Jak przyznaje, myślenie o mistrzostwie byłoby absurdalne. Ciągle najwięcej zależy od formy Realu i Barcelony. Ale na razie giganci gubią punkty nader często...

Dzisiaj pierwszy poważny test nowej Valencii. Na Estadio Mestalla przybędzie Manchester United, pozbawiony największej gwiazdy - kontuzjowanego Wayne'a Rooneya. Aby przełamać solidną defensywę Czerwonych Diabłów, Emery może rzucić na boisko bramkostrzelny duet napastników. W obozie Valencii zabraknie zmagającego się z urazami Joaquina, który odpoczywał w poprzednim spotkaniu i w rodzinnym gronie świętował narodziny drugiej córki. Również Ever Banega nie jest jeszcze gotowy do gry. Faworyta w wieczornym spotkaniu wskazać bardzo trudno.

Artykuł napisany dla portalu Interia.pl.

Kategoria: Felietony | Źródło: interia.pl