Strona główna

Gdyby nie Cani...

marcin90 | 05.04.2007; 18:54
Większość kibiców Valencii jest zadowolna z bramkowego remisu, jaki udało się wczoraj wywalczyć podopiecznym Quique Sancheza Floresa na Stamford Bridge w pierwszym meczu ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Pozostaje jednak niedosyt, ponieważ bramka strzelona przez The Blues była efektem błędu zawodników Los Ches, konkretnie naszego portero- Santiago Canizaresa. Były bramkarz reprezentacji Hiszpanii nie zaliczy wczorajszego meczu do udanych- bronił niepewnie i kilka razy minął się z piłką, co mogło zaowocować bramką dla rywali. Na szczęście tak nie było. Nie zmienia to faktu, że wśród fanów Nietoperzy co raz częściej słychać pytanie: "Co z Canizaresem?", bądź smutne stwierdzenie: "Gdyby nie Cani..."

"El Dragon" występuje w barwach Nietoperzy już dziewiąty rok. Jego przygoda z Valencią to z pewnością najlepszy okres Canete w całej jego piłkarskiej karierze. W barwach Los Ches dwukrotnie wystąpił w finale Ligi Mistrzów, zdobył mistrzostwo La Liga, Puchar Hiszpanii, Puchar UEFA, Superpuchar Europy oraz Hiszpanii. Ponadto czterokrotnie otrzymał Trofeo Zamora dla najlepszego bramkarza Primera Division. Przez cały ten okres był i jest do dziś pierwszym golkiperem naszego zespołu.

Bramkarz to dość newralgiczna pozycja. Od golkipera wymaga się stalowych nerwów oraz doskonałej dyspozycji przez 90 minut każdego meczu. Portero nie może pozwolić sobie nawet na chwilę nieuwagi, nawet na najmniejszy błąd, ponieważ niemal zawsze pomyłka oznacza straconą bramkę. Gdy bramkarz zachowuje czyste konto jest wychwalany przez wszystkich, kiedy jednak popełni błąd, w niepamięć idą wszystkie jego wcześniejsze zasługi i jest uznawany za głównego winowajcę niepowodzeń zespołu. Smutne, ale niestety prawdziwe.

Amedeo Carboni od dłuższego czasu poszukuje nowego bramkarza. Z Nietoperzami często łączone jest nazwisko Timo Hildebranda, który w przyszłym sezonie ma być rywalem Santiego do gry w pierwszym składzie Los Ches. Nic dziwnego, że Canizares występuje pod presją. Wie, że każdy jego błąd może przyśpieszyć decyzję o angażu bramkarz VFB Stuttgart, a nawet kosztować go miejsce w pierwszym składzie. W takiej sytuacji trudno jest pokazać się z jak najlepszej strony podczas meczów o wielką stawkę. To widać było między innymi w spotkaniu Chelsea. Po meczu, kiedy wszyscy inni zawodnicy byli wychwalani pod niebiosa, na Canim wieszano psy i ogłoszono go głównym winowajcom wywalczenia "zaledwie" remisu.

"Gdyby nie Cani..."- fani zdążyli już stwierdzić, że gdyby nie zła postawa Santiago Canizaresa, to Valencia odniosła by zwycięstwo. Należy jednak pamiętać, że gdyby nie Cani, to najprawdopodobniej dziś nie marzylibyśmy nawet o awansie do półfinału Champions League, ponieważ w ogóle by nas nie było w tych elitarnych rozgrywkach. Gdyby nie fenomenalne interwencje naszego portero, to Valencia nie zajęłaby wysokiej trzeciej pozycji na koniec ubiegłego sezonu. Gdyby nie Cani i jego postawa, to Valencia nie zdobyłaby dwukrotnie Mistrzostwa Hiszpanii, nie grałaby dwukrotnie w finale Ligi Mistrzów, nie triumfowałaby w Pucharze UEFA, Superpucharze Europy, rozgrywkach o Puchar Króla, Superpuchar kraju. Być może, gdyby nie Cani to dziś Nietoperze byłyby zaledwie zespołem ze środka tabeli. Nie od dziś bowiem wiadomo, że dobry bramkarz to połowa sukcesu każdej drużyny. Canizares natomiast jest uznawany za jednego z najlepszych golkiperów naszego globu. Przez 9 lat swoimi znakomitymi paradami, pewnymi wyjściami do piłki, znacząco przyczyniał się do wspaniałych wyników Los Ches. Przez 9 lat godnie reprezentował barwy klubu z Estadio Mestalla. Nie można skreślać piłkarza, który tak wiele dobrego zrobił dla zespołu po jednym gorszym spotkaniu. Oglądając mecz Valencii i nawet niepewną grę Canizaresa pamiętajmy o tym, co dobrego zrobił dla naszego zespołu. Nie dajmy się ponieść emocjom, które zawsze towarzyszom nam podczas spotkań. Niech zasługi innych nie odejdą w niepamięć.

Mecz z Chelsea jest już za nami. Co się stało, to się nie odstanie. Nie da się już zmienić biegu wydarzeń, pozostaje nam jedynie liczyć, że w rewanżu będzie lepiej. Canizares z pewnością będzie chciał się zrehabilitować przed publicznością, która ma go za symbol zespołu. Miejmy nadzieję, że Santiemu to się uda i że po wtorkowym spotkaniu będzie można powiedzieć: "Gdyby nie Cani... to by nas nie było w półfinale Ligi Mistrzów." "El Dragon" nie raz pokazał, że jest wyśmienitym bramkarzem i z pewnością niektórym zapominalskim przypomni o tym jeszcze kilka razy.

Kategoria: Felietony | Źródło: własne