Strona główna

Valencia - Real okiem kibiców (aktualizacja)

Ulesław | 11.12.2009; 16:40

Felietony Qrasa, Lolka i Ulesława i MataSabata

Wspólnie z największym polskim serwisem Królewskich - RealMadrid.pl - przygotowaliśmy przedmeczowe komentarze do jutrzejszego klasyka. Zapraszamy do lektury.

Redaktor Qras (RealMadrid.pl)

Przed starciem z Los Ches

Valencia napawa mnie, od czasu do czasu, obawą. Pierwszy raz ta obawa pojawiła się przed dwudziestym czwartym dniem maja 2000 roku. O wynik tamtego finału Ligi Mistrzów drżałem bardziej, niż przed finałowymi konfrontacjami Królewskich dwa lata wcześniej i dwa lata później. Valencii kuta w skale obrona, świetny bramkarz, ognisty żywioł Mendieta w środku pola, wspomagany przez zabójczego, w zgodzie z imieniem, Kily Gonzáleza. Z przodu szybki i sprytny Claudio López, solidny i nieobliczalny Angulo. Drżałem, lecz skończyło się wybornie i bez wątpliwości, komu należało się wtedy zwycięstwo.

Pomimo tej słodkiej wiktorii w Paryżu, Valencia znów powoduje skok ciśnienia. Tym razem skalą talentu w ofensywie, co niepojęcie kłóci się z finansowym "jak się masz?" klubu.

Wakacyjny, zgoła kabaretowy romans z firmą Dalport skończył się na długo przed pójściem do wspólnego łoża. I dobrze, Dalport kochankiem byłby nikczemnym. Niesmak pozostał, wywołany zakulisową grą pewnych panów, mniejsza o nazwiska, w walce o przewagę w kierowaniu losami tego sympatycznego klubu z Mestalla. Sympatycznego - dającego się lubić ot tak po prostu i bez większych kibicowskich zobowiązań.

Wracając do rzeczonego potencjału - Villa, Silva (jakiż pech, że nie zagra), Pablo, Joaquin i Mata. Za oglądanie gry któregokolwiek z tych piłkarzy w białych barwach, kibic Los Blancos oddałby wiele. Matę mieliśmy, ale bezdennie głupio, choć ku chwale piłkarza i jego obecnego klubu, oddaliśmy. O Joaquinie madridistas marzyli od dawna. Pablo wyskoczył znikąd i niedawno (przecież w ubiegłym sezonie dopiero), a już jego osoba zaczęła kręcić futbolowych speców, aż się Vicente del Bosque na tego harcownika połakomił. Silva to piłkarskie "ciasteczko", byleby tylko kontuzje imały się go jak najrzadziej. Inaczej, ludziom kochającym piłkę (nie tylko klub czy zawodnika, piłkę po prostu), wyjdzie zakalec, który w czasie ciasta dojrzewania obiecywał ogrom doznań smakowych. Koronę Valentia Edetanorum wieńczy Villa, ideału napastnika bliski niemożebnie, maravilla nogą pełną bramek.

A gdyby tak zestawić ze sobą mecze Realu z Barceloną i Realu z Valencią, które miały miejsce w ostatnich latach, odrzeć te pierwsze z magii Gran Derbi, wiecznej rywalizacji, medialnego zainteresowania świata i zestawić z tymi drugimi... Jeden do zera dla los Merengues i los Ches. Piłkarskich emocji, futbolowego "dziania się" i podziwu dla gry samej w sobie jest tu więcej.

I nieważne tak naprawdę, że czekający nas w sobotę wielki mecz stworzą drużyny zbudowane kosztem długu wynoszącego grubo, grubo ponad 500 milionów euro. Jakie ma to znaczenie, skoro czeka nas wydarzenie tak ekscytujące.

Ustawienie Realu a'la Qras:

Lub

Lolek:

Przed spotkaniem z Królewskimi

Dnia 31 sierpnia 2009 roku było już jasne, co oznaczać miała rewolucja w madryckim klubie. Nowy prezes. Setki milionów euro wydanych na transfery. Nowy trener. To wszystko ma złożyć się na drużynę, która - jak określił sam Fiorentino Perez - ma być najlepszą w XXI wieku. Nie przyszło mi jednak pisać o poczynaniach zarządu czy też celach nowego projektu sportowego Realu, ale o nadchodzącym meczu z Valencią. Okiem wieloletniego kibica klubu z Mestalla postaram się wytyczyć po trzy atuty, którymi będą mogły poszczycić się drużyny i które być może zdecydują o zwycięstwie którejś z nich.

Zaczynając od przyjezdnych: trzeba wspomnieć o znakomitych piłkarzach, których ma w swoich szeregach Real. Jedno podanie, jeden drybling, jeden strzał - to one mogą dać gościom z Madrytu prowadzenie. I chyba każdy z graczy ofensywnych tej drużyny posiada wystarczające umiejętności, aby tego dokonać. Drugą sprawą jest to, iż ta drużyna gra coraz lepiej. Po początkowych rozczarowaniach galaktyczna machina jest z kolejnymi meczami skuteczniejsza, każdego kolejnego przeciwnika odprawiając z kwitkiem (i to bez znaczenia, czy było to 4:2 czy też 1:0). Ostatnim z większych atutów Realu Madryt może być, o dziwo… sama Valencia. Jak pokazały niektóre mecze gracze defensywni ze stolicy Lewantu mają ogromne problemy z koncentracją w końcówkach spotkań. Ostatni mecz z Bilbao o mało nie zakończył się remisem, na szczęście gospodarze nie wykorzystali rzutu karnego, odgwizdanego na kilka minut przed zakończeniem gry. Jeżeli taka sytuacja powtórzy się w sobotę, to dodając wcześniejsze atuty Real nie powinien mieć problemów ze zdobyciem kompletu punktów.

Przechodząc do gospodarzy, pierwszym atutem - a może raczej zbawieniem? - jest brak Cristiano Ronaldo i Kaki. Obaj piłkarze to gwiazdy światowego formatu i ich brak robi sporą różnicę. Geniusz i technika Brazylijczyka oraz szybkość, siła strzału i umiejętności aktorskie Portugalczyka - tych elementów, ku chyba powszechnej uldze kibiców Valencii, zabraknie w sobotę. Drugim plusem jest na pewno gra na własnym stadionie. Mimo, że Mestalla może pomieścić 47.000 ludzi, w dniu meczu ma się ich pojawić ponad 50.000. To świadczy tylko o poziomie spotkania i oczekiwaniach kibiców wobec swoich ulubieńców, którzy wyjdą na ten mecz dodatkowo zmotywowani. Ostatnim z plusów będzie nieprzewidywalność piłkarzy Valencii. Grając w kratkę i nieregularnie może im się trafić zarówno forma zwyżkowa, jak i zniżkowa. Nam, kibicom tej drużyny pozostaje modlić się za pierwszą opcję. Kto oglądał mecz z Barceloną wie, o co chodzi.

My możemy gdybać, ale na boisku zadecydują nogi i głowy piłkarzy. Reprezentantom obu drużyn nie można zarzucić braku ambicji, a tym bardziej umiejętności. Skrzyżowanie tych dwóch cech będzie miało decydujący wpływ na los całego meczu. A ten zapowiada się jako jeden z największych hitów rundy jesiennej Ligi BBVA

Ulesław

Realna crackodependencia?

Panuje opinia, że obecny Real zależy od sprowadzonych latem gwiazd. Hipoteza potwierdzana dwojako: statystycznie oraz z autorytetu - przez wielu ekspertów. Do uznania teorii potrzeba jednak nie powszechnej zgody obserwatorów, a eksperymentu. Ten zostanie przeprowadzony w sobotę, na oczach milionów ludzi z całego świata, gdy Real zagra drugi mecz bez swoich Najjaśniejszych. Pierwszy był z Alcorcon.

Kibicom Valencii trudno skrywać optymizm. Wiemy, jak Real gra bez Ronaldo. Wiemy, ile do drużyny wnosi Kaka. A gdy znów braknie ich obu?

Stado psów tu pogrzebane, że tragedii wcale nie musi być. Gdyby rywalem Królewskich była choćby Majorka, to o wynik i przebieg rywalizacji byłbym spokojny. Standardowa drzemka po 15 minutach biegania i wyczekiwanie, aż punkty zdobędą się same. A potem nagłe otrzeźwienie i dies irea w mediach, bo jednak Aduriz znowu by coś ustrzelił.

Ale Real gra z Valencią. Znikają problemy z motywacją i pojawia się szansa na samo-wygranie meczu. Nietoperze lubią się prostytuować (żeby „dawać d…” nie napisać) w najważniejszych spotkaniach, w dodatku przestrzegają chrześcijańskich zasad gościnności – co mecz, to wielkoduszny karny dla rywala.

Do tego Pelllegrini. Jego Villarreal wygrywał nawet wtedy, gdy Rossiego zastępował nieudacznik Franco, a w obronie Godinowi przeszkadzał Cygan. A w Realu aż tak źle nie będzie. Galaktyczna pomoc często krępowała atak - napastnicy wypadali najsłabiej, bo nie bardzo umieli odegrać swoją rolę na boisku. Teraz wszystko będzie prostsze. Higuain i Benzema podania dostaną jeszcze przed polem karnym, więc znajdą miejsce, by pohasać nieco z piłką czy posłać strzał z dystansu. A to – szczególnie w wykonaniu Higuaina – oznacza kłopoty.

Atuty gospodarzy? Sporo. Napastliwy i nienasycony Villa, chybki Pablo, przepoczwarzony Banega – w stanie larwalnym paraliżował głupotą, obecnie oszałamia geniuszem – do tego wiecznie żywy Cesar i niesamowity Dealbert - darmowy następca Albiola, pewniejszy w obronie od swego nieodżałowanego poprzednika. A wreszcie Emery-cudotwórca: wskrzesiciel tragicznie zmarłej przed laty formy Davida Albeldy, kreator umiejętności Davida Navarro („od zera do bohatera”) i wynalazca antidotum na ADHD Carlosa Marcheny (choć kapitan dzielnie walczy z kuracją mistera). Emery-taktyk, zdolny okiełznać Barcelonę, a rozbrykanym Baskom wytrącić z ręki ich zabójczą broń – stałe fragmenty gry. Na Real również powinien znaleźć metodę. Będzie jednak trudniej, bo nawet Pellegrini nie wie, jak Królewscy będą w stanie zagrać.

Misji nie ułatwia absencja Silvy, ale bez niego Valencia jest w stanie strzelać bramki - zespół poprowadzi Ever. Czy wystarczy sił i umiejętności, by pokonać Real? Chciałbym wiedzieć. Kursy u bukmacherów są wyjątkowo zachęcające…

P.S. Jak ustawiłbym Valencię? O, tak:

Mateusz Sabat (Użytkownik i felietonista RealMadrid.pl)

- Mamooo! Maaamo! Opiekunka odcięła mi dostęp do zabawek! Buuu! – taką relację młodej matki z rozmowy telefonicznej ze swoim dzieckiem usłyszałem podczas swojej podróży przez Polskę w zaskakująco czystym wagonie Inter City. Pomyślałem sobie, że podobnie mógłby skarżyć się w nocnych rozmowach Manuel Pellegrini Florentino Perezowi, jeśli oczywiście jego język także zdominowała terminologia informatyczna.

W sobotnim hicie ligi hiszpańskiej po stronie Realu Madryt zabraknie z różnych powodów obu najdroższych piłkarzy świata Cristiano Ronaldo i Kaki. Do ostatniej chwili będą ważyły się losy występu Xabiego Alonso, gracza, którego wartość dla drużyny doskonale obrazują kryzysy w jakie wpadały opuszczane przez niego kluby. Klocki, z których Pelle misternie buduje od czterech miesięcy potencjalnie najlepszą linię pomocy na kontynencie, tym razem nie zostaną wykorzystane w zabawie. I to właśnie na Mestalla, gdzie nawet piłkarze Barcy, gotowi do biegania po powierzchni wody a nie tylko po równiutkiej murawie, nie są w stanie wiele pokazać. Dlatego postawa Królewskich w dużej mierze będzie zależała od szczelności zasieków naszej defensywy. Drużyna, która w wyobrażeniach kibiców z definicji ma atakować, czarować, porywać, paradoksalnie musi upatrywać swojej szansy na korzystny rezultat w koncertowej taktycznej rozgrywce. Ale czy coraz pewniejszy Raul Albiol zniesie presję pierwszego występu przeciw swojej ulubionej drużynie? Czy fantastycznie dysponowany ostatnio Pepe aby znów nie zawiedzie w spotkaniu z klasowym rywalem? Wreszcie, czy Ikerowi przestanie ciążyć opaska kapitańska i wróci na nieosiągalny dla innych bramkarzy poziom? A może wypoczęty Raul pomoże mu uwolnić się od tej odpowiedzialności a przy tym poprawi jakość ataku?

Jeśli chodzi o Valencię, to moim zdaniem w najbliższym spotkaniu zagra ona nie tylko o 3 punkty, ale o losy swojego ligowego sezonu. Nie chcę mitologizować, formalnie nie ma meczów nagradzanych specjalną premią punktową, ale ewentualne zwycięstwo z Realem Madryt złamałoby na tę chwilę duopol gigantów w Primiera Division. Przed dwoma tygodniami wielką szansę zmarnowała Sevilla, teraz z tą barierą psychologiczną musi zmierzyć się Valencia. Nie mam przekonania, że na dłuższą metę są to kluby zdolne do walki o mistrzowski tytuł w tym roku, ale zwycięstwa nad Realem dodawały sporo wigoru Milanowi a ostatnio Barcelonie. Przy wszystkich naszych problemach VCF ma wszelkie możliwości, by podążyć ich śladem. Nie będzie jednak mowy o spacerku, jak w wiosennym starciu z rozbitym mentalnie Realem. Trzeba być gotowym raczej na twardą walkę i wykazać cierpliwość charakteryzującą największe zespoły. Czy ofensywa Valencii będzie sprawnie funkcjonować bez Davida Silvy? Czy środek pomocy z Banegą i Albeldą zaprezentuje się tak korzystnie jak w dotychczasowych spotkaniach? I czy David Villa rozegra wreszcie mecz, który definitywnie przekona włodarzy wielkich klubów do wyłożenia astronomicznej kwoty? Wszystkie te kwestie oceniam sceptycznie jako kibic Królewskich, ale i miłośnik całej La Liga.

W mojej ocenie mecz ma większe znaczenie dla Valencii i to na niej będzie ciążyć większa presja w tym spotkaniu. Niby Pellegriniemu w każdej kolejce potrzebna jest punktowa legitymizacja, ale w obliczu braków kadrowych powinien się obronić nawet w razie porażki. Przecież Barcelona padnie w końcu ofiarą intensywności europejskich rozgrywek i straty punktowe na tym etapie jeszcze o niczym nie przesądzają. Real na tym spotkaniu wiele nie straci. Zwycięstwo lub przekonujący remis da nam pewność, że możemy liczyć i na Pellegriniego, i na bądź co bądź uznanych zawodników z szerokiego zaplecza galaktycznego składu.

Optymalne ustawienie Realu a'la MatSabat:

Typ: 1-1

Kategoria: Ogólne | Źródło: vcf.pl | realmadrid.pl