Strona główna

Los Rojillos tylko tłem!

Rivv | 23.11.2009; 00:01

Osasuna Pampeluna 1:3 Valencia CF

Wydawało się, że wystawiając taką, a nie inną jedenastkę na mecz z Osasuną, Unai Emery sam strzela sobie w stopę. Okazało się jednak, że szkoleniowiec Nietoperzy wykazał się nie lada nosem, gdyż zawodnicy, których delegował do gry, spisali się znakomicie, zapewniając Valencii komplet punktów na zawsze gorącym terenie w Pampelunie. Los Ches stosunkowo łatwo pokonali Osasunę 3:1, dzięki czemu wciąż pozostają w ścisłej czołówce Primera División.

Cóż takiego kontrowersyjnego było w decyzjach Emery’ego? Bask posadził na ławce dwie kluczowe postacie w drużynie Blanquinegros - Evera Banegę oraz Juana Matę. Argentyński playmaker niemal w każdym meczu imponował sposobem rozgrywania piłki i dyrygował grą Valencii. Miejsce młodego talentu z Ameryki Południowej zajął powracający po kontuzji kapitan, Carlos Marchena. On miał tworzyć dwójkę defensywnych pomocników wraz z Davidem Albeldą. Racjonalnie myśląc, na tej roszadzie musiały ucierpieć ofensywne poczynania Los Ches, jednak – jak pokazał przebieg meczu – nic takiego nie miało miejsca. Miejsce Juana Maty zajął natomiast Joaquín. Emery nakazał Ximo grę na prawym skrzydle, przesuwając Pablo na nietypową dla niego lewą stronę pomocy. Dodatkowo Portugalczyk Miguel, mimo swoich nieprzeciętnych umiejętności, za kolejne wykroczenie natury dyscyplinarnej w ogóle nie znalazł się w kadrze na ten mecz. W jego miejsce wybiegł Bruno Saltor.

Gospodarze od pierwszego gwizdka ruszyli na Valencię z impetem, lecz ich ułańskie szarże zostały brutalnie przerwane już w 12. minucie. Wtedy to znakomitym podaniem ponad głowami obrońców do wbiegającego w pole karne Davida Villi popisał się Marchena. El Guaje w ekwilibrystyczny sposób umieścił piłkę tuż przy słupku, nie dając szans strzegącemu bramki Osasuny Ricardo. Nie minęło zbyt wiele czasu, a nasi ulubieńcy prowadzili już 2:0. Wpierw Pablo celnie podał w pole karne do Davida Silvy. Uderzenie El Mago zostało zablokowane i wybite przez obrońców przed pole karne. Tam bezpańską piłkę przejął David Albeda i genialnym lobem pokonał Ricardo, przypominając się wszystkim sympatykom Los Ches. Gospodarze w pierwszej połowie byli całkowicie bezradni. Mogli przeciwstawić się tylko chaotycznymi akcjami, dobrze kasowanymi przez naszych obrońców, a także nadmiernie agresywną grą. Valencia tymczasem spokojnie wyczekiwała na kontry. Jedna z nich pod koniec pierwszej połowy powinna skończyć się trzecim golem. Villa podał do wbiegającego w pole karne Silvy. Kanaryjczyk zagrał wzdłuż linii bramkowej, gdzie dopadł do niej David Navarro, lecz skierował ją obok bramki Los Rojillos. Po raz pierwszy podopieczni José Antonio Camacho poważnie zagrozili Césarowi w 44. minucie. Po dośrodkowaniu Punala minimalnie niecelnym strzałem głową popisał się Aranda.

W drugiej części spotkania obraz gry nie uległ zmianie. Gospodarze ciągle bez efektu szukali sposobu na stworzenie groźniejszej sytuacji, z czym problemów nie miała drużyna z Lewantu, szybko podwyższając prowadzenie. W 56. minucie Pablo dośrodkował w pole karne, obrońcy Osasuny wybili piłkę przed obręb szesnastki, gdzie dopadł do niej Marchena i piekielnie mocnym uderzeniem z półwoleja umieścił futbolówkę pod poprzeczką bramki Ricardo. W tej chwili było już praktycznie po meczu. Świadomość ta wyzwoliła w gospodarzach jeszcze większą agresję, skutkiem czego było opuszczenie boiska przez napastnika Pampeluny, Waltera Pandianego. O dziwo, w dziesiątkę drużyna z Nawarry zaczęła grać lepiej, niż gdy występowała w kompletnym składzie. Zaowocowało to bramką Irańczyka Masouda w 68. minucie gry, który wykorzystał kolejne dobre dośrodkowanie Punala. Do końca meczu valencianistas nie pozwolili już sobie na chwilę dekoncentracji i dowieźli korzystny wynik do końca, kilkukrotnie zatrudniając jeszcze Ricardo. W końcówce słusznie z boiska wyleciał Miguel Flaño, który w iście chamski sposób potraktował wprowadzonego w drugiej połowie Banegę, kopiąc go w wewnętrzną stronę kolan. Frustrację zawodników Osasuny ukrócił wreszcie sędzia Velasco Carballo, kończąc spotkanie.

Valencia kontynuuje znakomitą passę i przede wszystkim dobrą, skuteczną grę, dzięki czemu wciąż okupuje czwarte miejsce, tracąc tylko cztery punkty do madryckiego lidera. Gdy przed spotkaniem został ogłoszony skład Blanquinegros, niejeden valencianista musiał poczuć małą obawę o wynik meczu. Okazało się jednakże, że trenerski nos nie zawiódł Emery’ego, który podczas dwutygodniowej przerwy na mecze reprezentacji przyjrzał się wnikliwie formie zawodników i delegował do gry znajdujących się obecnie, jego zdaniem, w najlepszej dyspozycji. Misterowi wypada życzyć trenerskiej intuicji w następnym meczu, a samej Valencii kolejnych zwycięstw, okraszonych golami porównywalnej urody do tych, jakie padały dzisiaj.

Skrót spotkania: VCF Video

Kategoria: Ogólne | Źródło: