Strona główna

Fiesta o smaku słodko – gorzkim

maciek.vlc | 10.08.2009; 19:00

Mestalla świętuje pierwsze zwycięstwo w sezonie. Villa marnuje rzut karny. Michel i David Villa dedykują dwa trafienia zmarłemu kapitanowi Espanyolu. Valencia pokonuje Arsenal 2:0, dając powody do radości swoim fanom.

Spotkanie przeciw Arsenalowi Londyn ponad tym, że było meczem w ramach corocznego Trofeo Naranja, zostało też wykorzystane dla uczczenia 90-lecia istnienia klubu. Jak podkreślał przed meczem trener drużyny Nietoperzy, Unai Emery, piłkarzom zależało na tym, aby przed własną publicznością uczcić tę rocznicę zwycięstwem nad przeciwnikiem z najwyższej półki. Tak też się stało. Mimo, że może spotkanie nie stało na najwyższym poziomie, widoczne były braki w zgraniu, w porozumieniu, w ustawieniu, rytmie gry, co dotyczy obu drużyn, mogło się ono jednak podobać. Należy także zrozumieć, że obie drużyny są jeszcze na etapie przygotowań i że to, co widzieliśmy na murawie Estadio Mestalla, dalekie jest od końcowego efektu, który ujrzymy w pierwszych spotkaniach ligowych. Mimo wszystko projekt Valencia CF 2009-10 nabiera kształtu, staje się coraz wyraźniejszy i cieszy oko kibica.

Noc prezentacji zespołu przed własną publicznością skończyła się ciężko wypracowanym i dlatego też zasłużonym zwycięstwem nad Arsenalem, przeciwnikiem, który wystawił na próbę umiejętności drużyny Blanquinegros. Po pierwszej, dynamicznej, aktywnej, choć momentami nieczystej części gry, wejście Joaquina, Michela i Villi po przerwie, odmieniło drużynę, dodało jej siły, pozwoliło strzelić dwie bramki, których autorami byli właśnie Michel i Villa.

Pierwsza część spotkania rozpoczęła się od potężnej ulewy, która przeszła nad stadionem. Nie to było jednak tym, co zapamiętamy z tego wieczoru. Pierwsza połowa meczu, który nie wyglądał wcale na spotkanie towarzyskie, z racji braku pięknego futbolu wyglądała bardziej jak wymiana ciosów, chociaż trzeba przyznać, że stroną aktywną w tym etapie gry była ekipa Unaia Emery’ego. Już w drugiej minucie Valencia pokazała przeciwnikom, że tego meczu nie odpuści, że nie będzie to łatwe spotkanie. Po strzale Pablo piłka jednak mija bramkę strzeżoną przez Almunię. Wiele było przerw w grze, wiele niepotrzebnych i brzydkich fauli, a wszystko to przy biernej postawie arbitra, który nie powinien był do wielu sytuacji dopuścić. Jedyną iskierkę nadziei w sercach wszystkich zgromadzonych tego wieczoru na trybunach, rozpalał, nie kto inny jak David Silva. Wiemy nie od dziś, że jest on piłkarzem wyjątkowym i dał tego kilka przykładów, tak jak chociażby doskonałe dogranie piłki do Juana Maty w 20. minucie, którego ten drugi nie potrafił zamienić na bramkę. Później sam jeszcze próbował pokonać Almunię, ale zabrakło mu precyzji w wykończeniu akcji. Pozytywnym objawem była też pewność w obronie, której zabrakło w ostatnim meczu na Old Traford. Alexis spisywał się poprawnie jako dowodzący formacją defensywną, natomiast Dealbert i Mathieu pokazali, że mogą być kluczowymi składnikami ekipy. Było wyraźnie widać, że trener Nietoperzy jeszcze chce ten mecz wykorzystać, żeby poeksperymentować z ustawieniami, z dobraniem odpowiednich graczy na odpowiednie pozycje. Sobotniej nocy widzieliśmy drużynę grająca klasyczne 4-4-2, które po chwili zmieniało się w 3-4-3, aby za chwilę grać tylko jednym napastnikiem (Zigić). Z drugiej strony widzieliśmy jednak Arsenal mało kreatywny, mało ambitny. Drużyna Arsena Wengera zwykła grać w rytmie wyznaczanym przez Cesca Fabregasa, który jednak nie może zaliczyć sobotniego występu przeciw Valencii do swoich najlepszych. Jedynym, który wystawił na próbę umiejętności bramkarza Valencii, był Van Persie. Trzeba tu przyznać, że Moya jest chyba najbardziej trafionym transferem ostatnich lat w Valencii. Pokazał w kilku sytuacjach swoją pewność i opanowanie. Wydaje się, że Valencia ma w końcu dwóch bramkarzy na naprawdę wysokim, światowym poziomie. Konkurencja jest wielka, ale jak najbardziej pozytywna dla drużyny jak i dla samych zainteresowanych. Niezapomnianym momentem na pewno był moment wyjścia kilku piłkarzy z ławki rezerwowych, wśród których był też David Villa. Stadion odwrócił oczy od grających i zaczął skandować imię swego ulubieńca, który wyraźnie tym faktem poruszony odpowiedział brawami skierowanymi w stronę trybun.

Niespodziewanie potoczyła się akcja po gwizdku kończącym pierwszą część gry. W czasie gdy piłkarze schodzili do szatni, zatrzymani zostali Cesc i Moya, którym przekazano piorunującą wiadomość o śmierci Daniego Jarque, kapitana Espanyolu. Wiadomość ta, powtarzana z ust do ust, jak błyskawica obiegła trybuny.

Druga część spotkania zaczęła się tak samo niespodziewanie, jak skończyła się pierwsza. Obie drużyny a także cały stadion stanął w ciszy, aby w ten sposób oddać hołd zmarłemu członkowi piłkarskiej rodziny. Tuż po tym na Estadio Mestalla rozległy się gromkie brawa.

W drugiej połowie meczu w końcu mogliśmy oglądać futbol, jaki nam się najbardziej podoba. Szybkie, kreatywne akcje z obu stron, wymiany piłek, przechwyty. W pierwszych minutach po przerwie w końcu widoczny był Cesc Fabregas, co znaczy, zaczął istnieć Arsenal na boisku. Ostrzeżeniem były dwa groźne strzały Eduardo i Walcott’a. Nie trzeba było jednak długo czekać na odpowiedź ze strony gospodarzy, którzy po wejściu Davida Villi nabrali siły, atakowali groźnie, czego brakowało przed przerwą. Pierwszym, który zaatakował bramkę strzeżoną tym razem przez Fabiańskiego, był Joaquin. Zaraz po nim kolejne sytuacje tworzył i wykorzystywał Villa. W środku pola zaistniał Ever Banega, który w sytuacji, gdzie kontuzjowani są Nacho Gonzalez, Fernandes i Jordi Alba, pracował mocno na to, aby wyrobić sobie miejsce w podstawowej jedenastce. Kolejnym, nie do końca udanym, eksperymentem Emery’ego było wystawienie Bruno na lewej obronie i przesunięcie do pomocy Mathieu. Tym, który na pewno zagrał bardzo dobre spotkanie, był Michel. Wychowanek klubu pokazał, że jego miejsce jest w pierwszym składzie. Drużyna funkcjonowała bardzo dobrze, gra nabrała tempa, a przewaga stała się jeszcze wyraźniejsza. Villa wziął na siebie odpowiedzialność, co i rusz zagrażając Fabiańskiemu. Gra Valencii wyglądała bardzo ładnie, akcje przeprowadzane były płynnie, składnie z pomysłem. Owocem tego był faul na Michelu, popełniony przez Silvestra w polu karnym. Tym razem sędzia nie zawahał się i wskazał na punkt jedenastu metrów. Do piłki podchodzi David Villa, strzela…lecz Fabiański broni.

W końcu szczęście uśmiechnęło się do ekipy Los Ches, Michel strzela pierwszego gola w tym sezonie przed własną publicznością. Swojego momentu glorii doczekał się też El Guaje. W 91. minucie, po przechwycie i samotnym rajdzie pokonał Łukasza Fabiańskiego, wprawiając zgromadzonych tej nocy na Estadio Mestalla, w stan bliski euforii. Znaczy to tyle, że pretemporada zmierza w dobrym kierunku, że maszyna, której dowodzącym jest Unai Emery, funkcjonuje z meczu na mecz coraz lepiej.

Valencia CF 2 – 0 Arsenal Londyn FC

Gole: 1-0 (75’) Michel 2-0 (91’) Villa

Valencia – Moya, Miguel, Alexis, Dealbert, Mathieu, Marchena, Banega, Pablo, Silva, Mata, Zigic – Bruno, Maduro, Albelda, Michel, Baraja, D.Navarro, Joaquin, Miku, David Villa

Arsenal – Almunia, Eboue, Gallas, Djorou, Clichy, Song, Diaby, Bandtner, Fabregas, Van Persie, Arshavin – Fabiański, Sagna, Walcott, Ramsey, Silvestre, Wilshere, Gibbs, Traore, Merida, Eduardo Sędzia – Ayza Gamez

Widzów – ok. 40 tysięcy

Kategoria: Ogólne | Źródło: Własne, foto - własne