Strona główna

A było tak blisko! Valencia po wspaniałym widowisku na Estadio Mestalla była o cztery minuty od pokonania samej Barcelony i odniesienia szóstego ligowego zwycięstwa z rzędu. Skazywani na pożarcie zawodnicy Nietoperzy pokazali wspaniały charakter i potwierdzili, że ich ostatnie wiktorie były jak najbardziej zasłużone.

Sytuacja kadrowa przed spotkaniem z Dumą Katalonii nie przedstawiała się różowo. Urazów doznali do tej pory dwaj podstawowi zawodnicy Valencii: David Albelda i Joaquín Sánchez, co, jak się wydawało, jeszcze bardziej zmniejszało szanse Los Ches na osiągnięcie korzystnego wyniku. Jednak ich zastępcy: Carlos Marchena i Pablo Hérnandez, rozegrali znakomite zawody i byli jednymi z najlepszych graczy na boisku. Wszyscy Valenicianistas drżeli o to, jak z Leo Messim poradzi sobie linia obrony, którą stanowili Miguel, Albiol, Maduro i Alexis. Okazało się, że całkiem nienajgorzej.

Zgodnie z przewidywaniami, spotkanie od ataków zaczęła Barcelona. Ruchliwy Samuel Eto'o sprawiał wiele problemów naszym obrońcom, jednak Blaugrana nie rozgrywała piłki na tyle dokładnie, by wypracować sobie czystą sytuację. Jednak w 15. minucie było bardzo gorąco pod bramką Césara. Andres Iniesta z lewej strony pola karnego dograł do Messiego, który przeniósł piłkę nad poprzeczką. Na odpowiedź Valencii nie musieliśmy długo czekać - z wolnego strzelał David Villa, jednak Victor Valdés wyłapał jego nieprzyjemne uderzenie. W 24. minucie znów wspaniałą boiskową współpracę pokazał duet Iniesta - Messi. Niestety tym razem zakończyła się ona zdobyciem bramki przez Katalończyków. Messi dograł do wbiegającego w pole karne Iniesty, ten ograł Césara i oddał futbolówkę z powrotem do Argentyńczyka, który nie miał problemów z umieszczeniem jej w siatce. Pełne nadziei, radosne i kolorowe Mestalla momentalnie ucichło. A Barcelona starała się podwyższyć prowadzenie. Najpierw César obronił uderzenie Messiego, chwilę później płaski strzał Eto'o z dwudziestu metrów poszybował obok słupka.

Jeśli ktoś myślał, że Blanquinegros w tym spotkaniu nie zaprezentują już nic ciekawego i będą czekać na najniższy wymiar kary, musiał się mocno zdziwić. Valencia tanio skóry sprzedać nie zamierzała i z impetem rzuciła się na Katalończyków. W 30. minucie sam na sam z Valdésem wyszedł Villa, który lekko popchnięty przez Carlesa Puyola przewrócił się w polu karnym. Sędzia Muñiz Fernández mimo żarliwych protestów Ches nie zdecydował się na podyktowanie jedenastki. To jednak nie podcięło skrzydeł Nietoperzom, a wręcz przeciwnie. W 43. minucie cudowną wrzutką z głębi pola do Davida Silvy popisał się Rubén Baraja. Po główce Kanaryjczyka piłka zmierzała wprost pod poprzeczkę Valdésa, jednak portero Barcelony wybił ją na rzut rożny. Z kornera dośrodkowywał David Silva, a ta przeleciała między rękami golkipera Barçy wprost do Hedwigesa Maduro, który wepchnął ją do siatki. 1:1! A 120 sekund później było już 2:1 dla podopiecznych Unai Emery'ego. Mata i Pablo postanowili skopiować wyczyn Iniesty i Messiego, w wyniku czego młody prawoskrzydłowy Valencii znalazł się sam przed Valdésem i z zimną krwią wykorzystał tę sytuację. Cóż to była za piorunująca końcówka Valencii! Takiej euforii w sercach kibiców Valencii nie było chyba od zdobycia ostatniego Copa del Rey!

Wszyscy mieli świadomość, że Barcelona w drugiej połowie zrobi wszystko, by strzelić dwa gole i zdobyć niezwykle ważne w kontekście nadchodzących Gran Derbi trzy punkty. Z drugiej strony gra Valencii napawała taką nadzieją i dumą, iż można było spodziewać się wszystkiego. Od początku drugiej części imponowała znakomita organizacja gry defensywnej ekipy znad Turii. Gdy tylko rywal miał piłkę, doskakiwało do niego dwóch, trzech przeciwników, nie dało się zauważyć tak zwanego krycia na radar. Formacje znakomicie się przesuwały. Mimo to na Barcelonę trzeba było wciąż uważać. W 51. minucie z rzutu wolnego strzelał Dani Alves, ale piłka poszybowała nad poprzeczką. W 61. minucie wspaniałą kontrę wyprowadzili gracze Valencii, a w roli głównej znów wystąpił Pablo, który zgubił na prawym skrzydle Abidala i płasko dograł w pole karne w kierunku Villi. Gdyby nie szybka reakcja golkipera Barçy, Guaje znalazłby się w znakomitej sytuacji.

Widząc, jak jego podopieczni bezskutecznie biją głową w mur, Pep Guardiola postanowił wpuścić na murawę oszczędzanego na wtorkową potyczkę z Chelsea Londyn w Lidze Mistrzów Thierry'ego Henry. Pojawienie się Francuza wniosło nową jakość do gry Blaugrany. W odstępie kilku minut były gwiazdor Arsenalu trzykrotnie groźnie uderzał na bramkę Valencii, ale César przy swoich interwencjach pokazał klasę światową. W odpowiedzi kolejną akcję przeprowadził Pablo, który długim podaniem idealnie obsłużył Matę, jednak młody reprezentant Hiszpanii posłał piłkę nad poprzeczką. Gdy nadzieja na zwycięstwo rosła w sercach Valencianistas wraz z upływającymi sekundami, brutalnie rozwiał ją Henry. W 86. minucie dośrodkowanie jednego z graczy Barcelony wprost na nogę Francuza wypiąstkował César, a Titi przytomnym lobem umieścił piłkę w bramce Nietoperzy. Po straconej bramce nasi piłkarze ze złością zaatakowali Katalończyków: strzał Davida Villi z ostrego kąta sparował bramkarz Blaugrany, a chwilę potem mocne uderzenie z dystansu Alexisa przeszło minimalnie obok słupka bramki Barcelony. Na więcej sytuacji zabrakło czasu, gdyż arbiter Muñiz Fernández zakończył to emocjonujące widowisko.

Kto przypuszczał przed spotkaniem, że Valencia pokrzyżuje szyki zmierzającej po tytuł Barcelonie? Niemożliwe stało się możliwe. Blanquinegros pokazali taką determinację i konstruktywną agresję w grze, jakiej jeszcze w tym sezonie w ich wykonaniu nie widzieliśmy. Ten mecz utwierdza w przekonaniu, że główny cel Nietoperzy, czyli zdobycie awansu do eliminacji Ligi Mistrzów, być może nawet z trzeciego miejsca, jest jak najbardziej do zrealizowania. Możliwości Valencii są niemal równe jej aspiracjom.

Bramki: VCF Video

Oceny VCF.PL

Kategoria: Ogólne | Źródło: Własne