Strona główna

Można powiedzieć: nieważny styl, nieważna jakość, ważny wynik. Valencia wykorzystała swoją szansę i w wielkich bólach pokonała na wyjeździe Sporting Gijón 3:2. Tym samym drużyna Nietoperzy skorzystała na potknięciu Villarreal i awansowała na upragnioną, czwartą pozycję w tabeli La Liga.

Wszyscy wiedzieli, że spotkanie w Asturii będzie ciężką przeprawą i gracze Sportingu wyjdą ze skóry, by urwać punkty faworyzowanej Valencii. Podopieczni Manuela Preciado toczą zażarty bój o utrzymanie w Primera Division i choćby jeden punkt urwany takiej drużynie jak Los Ches, jest dodatkowym bonusem i motywacją do dalszej walki. Na całe szczęście Rojiblancosm oprócz trzech bramek, nic więcej od Valencii nie dostali.

Emery znów w niewielkim stopniu przemeblował skład. Do obrony powrócili Carlos Marchena i Alexis Ruano, lecz ten ostatni wobec kontuzji Emiliano Morettiego zagrał na lewej stronie defensywy. Z kolei występujący przeciwko Getafe w tej właśnie formacji David Albelda powrócił na środkową pomoc, gdzie partnerował mu Michel. Z przodu za zdobywanie bramek odpowiedzialny był oczywiście magiczny trójkąt Villa - Silva - Mata wspierany przez Pablo.

Zawodnicy obu drużyn od początku przeprowadzali szybkie akcje, jednak w pierwszej fazie spotkania nie dochodzili do klarownych sytuacji. Valencia po raz pierwszy zagroziła bramce gospodarzy dopiero w 18. minucie. I od razu przyniosło to prowadzenie. Po długim kilkudziesięciometrowym podaniu w pole karne David Villa zgrał piłkę głową wprost pod nogi Davida Silvy. El Mago dryblingiem zwiódł całą obronę Gijón i uderzeniem z 16 metrów pokonał Iñakiego Lafuente. Zawodnicy Sportingu starali się szybko odpowiedzieć - cudownie z 30 metrów strzelał Luis Morán, ale César sparował piłkę na rzut rożny. Zawodnicy Preciado nie dawali jednak za wygraną i usilnie starali się odrobić straty. Udało im się to przy wydatnej pomocy sędziego. W 33. minucie w polu karnym Nietoperzy padł jak długi Carmelo González. Arbiter Fernández Borbalán uznał, że rzekomym sprawcą upadku gracza Sportingu był Raul Albiol i rzut karny stał się faktem. Na gola zamienił go spokojnym strzałem w środek bramki David Barral. Do końca pierwszej połowy nic się nie zmieniło, choć świetną sytuację miał jeszcze Carmelo, jednak pilnujący go Albiol zapobiegł nieszczęściu.

Druga połowa rozpoczęła się od mocnego uderzenia Blanquinegros. W narożniku pola karnego Rafael Sastre podciął Juana Matę i sędzia podyktował kolejną jedenastkę. Do piłki podszedł David Villa i pewnym strzałem pokonał byłego golkipera Athletic Bilbao. El Guaje, tak jak obiecał, nie manifestował radości ze zdobycia gola przed kibicami klubu, w którym stawiał pierwsze piłkarskie kroki w swojej profesjonalnej karierze. Podobnie jak po zdobyciu pierwszej bramki, Valencia niepotrzebnie oddała pole gospodarzom, którzy dzięki ambitnej postawie znów potrafili doprowadzić do wyrównania. W 70. minucie Diego Castro posłał z okolic środka boiska długą piłkę w pole karne. Tam wyskoczył najwyżej wprowadzony w drugiej części spotkania Mate Bilić i strzałem głową pokonał Césara. Gol na 2:2 ewidentnie obciąża konto Alexisa, który mimo tego, że znajdował się przy chorwackim napastniku, nie przeszkadzał mu zbyt nachalnie w oddaniu strzału. Gospodarze nabrali wiatru w żagle i mocno przycisnęli naszą drużynę. Blisko zdobycia drugiej bramki był Barral, ale po dośrodkowaniu Kike Mateo posłał piłkę nad poprzeczką. Wydawało się, że Valencii nie uda się wywieźć z Gijón pełnej puli. Jednak w 87. minucie szybki kontratak zainicjował David Albelda, który posłał piłkę do Silvy. Kanaryjczyk popędził z futbolówką w okolice pola karnego i wyłożył ją na 20. metr Macie, który potężnym uderzeniem zapewnił Nietoperzom 3 punkty. Gospodarzom mimo usilnych starań nie udało się pokonać Césara i mecz zakończył się zwycięstwem ekipy znad Turii.

Po fatalnej serii przyszła w końcu dobra passa. Valencia wygrała trzecie spotkanie z rzędu, dzięki czemu powróciła na upragnione miejsce dające awans do eliminacji przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów. O niezadowalającym stylu gry lepiej przemilczeć, wszak trwają święta, czas wybaczania. Niech zawodnicy pamiętają tylko, że w meczu z Sevillą nie mogą popełnić tych samych grzechów, jakie mogliśmy dziś zaobserwować na El Molinón.

Oceny VCF

Kategoria: Ogólne | Źródło: Własne