Strona główna

Ten mecz miał wlać nową nadzieję w serca wszytkich kibiców Valencii. Zawodnicy mieli pokazać, że żadne kryzysy im niestraszne. Mieli udowodnić wszystkim niedowiarkom, że jeszcze potrafią grać na dobrym europejskim poziomie. Mieli w ładnym stylu pokonać ukraińskie Dynamo i zapewnić sobie udział w kolejnej rundzie Pucharu UEFA. Mieli...

Przed spotkaniem szkoleniowiec Ches zapowiadał, że zespół, by pokonać rywala, musi stworzyć dobrze rozumiejący się kolektyw. Z jakąż niekonsekwencją Emery wprowadził swoje słowa w czyn. Wystawiając na pozycji defensywnych pomocników reguralnie zawodzącego w defensywie Carlosa Marchenę i pospolitego jeźdźca bez głowy Manuela Fernandesa, na pewno nie pomógł we wprowadzeniu spokoju do środka pola Blanquinegros. Na dodatek trener raczej niepotrzebnie zdecydował się na taktykę z dwoma nominalnymi napastnikami: Morientesem i Villą, gdyż przecież to nie Valencia musiała atakować, a El Moro prezentując od dłuższego czasu, mówiąc żargonem kibicowskim, kompletną padakę, bardziej przeszkadzał niż pomagał partnerom.

W drużynie gości nie mógł zagrać wyrzucony z boiska w pierwszym spotkaniu napastnik reprezentacji Ukrainy Artem Milevsky. W tej sytuacji szkoleniowiec Yuri Semin uczynił odpowiedzialnym za strzelanie goli Artema Kravetsa. W poczynaniach ofensywnych wspierać go mieli Oleksandr Aliyev, Fin Roman Eremenko i Brazylijczyk Carlos Corrêa. Natomiast defensywę mieli trzymać znakomity Marokańczyk Badr El Kaddouri oraz kolejni reprezentanci kraju organizującego wspólnie z Polską EURO 2012: Andrij Nesmachniy i Taras Mikhalik.

Już od pierwszych minut widać było, że będzie to niezwykle wyrównane starcie. Obie drużyny szybko przedostawały się pod pole karne rywala. Na początku spotkania David Villa wpadł w szesnastkę Dynama i w starciu z Tarasem Mikhalikiem padł jak rażony piorunem na murawę. Słoweński arbiter Damir Skomina, choć miał niewielkie podstawy, by podyktować rzut karny, nie użył gwizdka. Na odpowiedź gości nie trzeba było długo czekać. Roman Eremenko centrował w pole karne, a główne żądło Kijowian tego wieczoru, czyli Artem Kravets, uderzeniem głową posłał piłkę nad poprzeczką. Chwilę później szczęścia próbował sam fiński skrzydłowy, jednak jego mocny strzał poszybował metr od bramki Césara. Podobnie skończyło się uderzenie z rzutu wolnego Oleksandra Aliyeva. Napór gości był coraz większy i w takiej sytuacji Nietoperze musiały stracić bramkę, inaczej nie byłyby sobą. W 34 minucie Kravets kapitalnie ograł Fernandesa i Albiola, stanął oko w oko z Césarem i pewnie pokonał hiszpańskiego weterana.

Wyraźnie rozjuszyło to Blanquinegros, którzy chcieli wyrównać stan meczu jeszcze przed zejściem do szatni. Zaraz po straconym golu w idealnej sytuacji strzeleckiej znalazł się El Guaje, był jednak na minimalnym spalonym. Co nie udało się w 36, wyszło w 44 minucie. Z rzutu wolnego znakomicie zacentrował Fernandes, do piłki wyskoczył Carlos Marchena i strzałem w okienko pokonał bezradnego w tej sytuacji Bogusha.. Na przerwę nasi chłopcy schodzili w bardzo dobrych nastrojach, z wiarą w to, że awans jest na wyciągniecie ręki.

Jednak Dynamo także nie zamierzało składać broni. Zaraz po przerwie znów groźnie pokazał się Kravets, którego strzał z wielkim trudem sparował César. W rewanżu znakomitą akcją lewą stroną popisał się Del Horno, który został sfaulowany z boku pola karnego. Do piłki podszedł Fernandes, ponownie bardzo ostro zacentrował w szesnastkę gości, piłka odbiła się od jednego z przeciwników trafiając do Asiera, który ekwilibrystycznym strzałem dał Valencii prowadzenie. W tym momencie kibice Los Ches byli w piłkarskim raju. Emery miał chyba na celu zdobycie trzeciej bramki, by być całkowicie spokojnym awansu. W tym celu wprowadził na boisko obecnie, zdaniem wielu, najlepszych hiszpańskich skrzydłowych: Vicente i Joaquina.

Jednak wszystkie wysiłki, jak to w futbolu, zniweczył jeden błąd. Albiol postanowił pokazać, jakim to jest świetnym graczem ofensywnym. Wyprowadzając piłkę z linii obrony stracił ją na rzecz Vukojevica, który obsłużył kapitalnym podaniem Kravetsa. Ukrainiec w szatni podpatrzył chyba, w jaki sposób gola w meczu z Udinese zdobył lechita Hernan Rengifo i w taki sam sposób pokonał naszego portero. Unai w tej sytuacji wprowadził na boisko Rubena Baraję. Valencia rozpaczliwie próbowała odmienić losy spotkania. Vicente dośrodkowywał z lewego skrzydła, jednak Silva głową posłał futbolówkę obok słupka. Strzałów próbowali Joaquin i Baraja. Z każdą minutą w grę Nietoperzy wkradało się coraz większe zdenerwowanie, którzy najprostszymi środkami próbowali przedostać się pod pole karne Dynama. W doliczonym czasie wydawało się, że do lecącęj przez pole karne piłki jest w stanie dojść Joaquin, jednak Andaluzyjczyk Roku był na spalonym. Arbiter zagwizdał po raz ostatni. Sektor kibiców ukraińskiej drużyny oszalał z radości, natomiast około 20.000 tysięcy obecnych na stadionie sympatyków Los Ches gwizdami wyraziło swoje niezadowolonie z kolejnego spotkania, w którym ich ulubieńcy nie potrafili przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę.

Odpadliśmy już z rozgrywek Copa del Rey, odpadliśmy z Pucharu UEFA. Teraz zostaje już tylko liga i twarda walka o miejsce w pierwszej czwórce. W innym wypadku ciężko sobie wyobrazić, by gwiazdy pokroju Villi i Silvy zostały, mimo ciągłych deklaracji przywiązania do klubu. Piłkarzom takiej klasy na pewno nie uśmiecha się kolejny raz gra tylko w Pucharze UEFA.

Ciężko zrozumieć, co jest przyczyną tego, że Valencia traci tyle goli. Dla wszystkich sympatyków tego zespołu niezwykle irytujący jest fakt, że z drużyny, której znakiem firmowym była żelazna defensywa, przeistoczyła się ona w zespół, któremu gola może wbić dosłownie każdy. Emery ciągle twierdzi, że na treningach wszyscy ciężko pracują, by w końcu przerwać tę fatalną serię trwającą od kilku miesięcy. Na boisku jednak wciąż tego nie widać.

Teraz spotkanie z Valladolid. Jeśli w meczu z tym przeciwnikiem Valencia nie odbije się od dna, to czarne chmury zbierające się od dłuższego czasu nad klubem wybuchną grzmotem piorunów i ulewnym deszczem...

Kategoria: Ogólne | Źródło: Własne