Strona główna

Podsumowanie 11 kolejki Liga BBVA.

sebol | 18.11.2008; 22:27

Hiszpańskie stadiony po raz kolejny rozpostarły ramiona swych bram, by powitać piłkarskich sympatyków, gotowych zedrzeć swe gardła, w wierze, że swym dopingiem wpłyną na losy ulubieńców. Ci zgromadzeni przed telewizorami także nie mogli narzekać, podpatrując poczynania ukochanych zespołów nierzadko w standardzie HD, utwierdzeni w przekonaniu, że dla tych 90 minut wszystkie aparatury i abonamenty warte były każdej ceny. Tymczasem główni aktorzy futbolowych spektaklów udowodnili, że wraz z piękną, artystyczną stroną ich rzemiosła, w parze idzie też ta brutalna i bezpruderyjna, ukazując w ten sposób miłe dla oka, a zarazem powodujące skoki adrenaliny widowiska. To już po raz 11 La Liga przypomniała o sobie w tym sezonie, dając do zrozumienia, że dopiero zaczyna się rozkręcać…

Najważniejsze mecze:

Valladolid-Real Madryt 1:0 (Canobbio)

W jednym z dwóch sobotnich spotkań na Estadio Jose Zorilla naprzeciw siebie stanęły ekipy Valladolid oraz Ralu Madryt. Dla podopiecznych Berndta Schustera miał to być mecz szczególnej wagi, gdyż zwycięstwo w nim pomogłoby zażegnać wszechobecną krytykę drużyny, niezwykle obfitą w hasło kryzys. Sam szkoleniowiec Królewskich musiał być również wyjątkowo przejęty losami tejże potyczki, ponieważ w mediach aż huczało na temat domniemanego ultimatum, jakie postawił, zarząd klubu Niemcowi (zwycięstwo, albo utrata posady). Wszak odpadnięcie z Pucharu Króla, dając się wyeliminować trzecioligowemu Real Union, dostarcza wystarczających argumentów przemawiających na niekorzyść byłego trenera Getafe. Do tego dochodzi jeszcze przecież porażka z Juventusem w Champions League, a także co najwyżej przeciętna forma w La Liga. Schuster tłumaczy się chociażby brakami w linii ataku. Ruud van Nisterlooy z powodu kontuzji w tym sezonie już nie zagra, a pomimo, iż rozstrzelał się ostatnio Gonazalo Higuain, a w zapasie są jeszcze legendarny Raul, niedoceniany Saviola i młodziutki Bueno, który wykorzystał jak mógł swą szansę w meczu z Union, ilość spekulacji na temat ofert składanych przez madryckiego giganta za snajperów z całego świata jest niezliczona. Amauri, Diego Milito, Carlos Tevez, Didier Drogba, Vagner Love, Mario Gomes, Dentinho - tak wielka ilość nazwisk mogła w tak krótkim czasie pojawić się w mediach tylko jeśli chodzi o przymiarki do Realu Madryt. Z solidnym napastnikiem czy bez, w kryzysie czy nie, drużyna 9-krotnych zdobywców Pucharu Europy musiała stawić czoło innemu, mniej sławnemu Realowi z Valladolid. Początek meczu wcale nie zwiastował nawałnicy na bramkę Sergio Asenjo. Wręcz przeciwnie, bo już w 11 minucie po rzucie rożnym groźnie uderzał głową Jose Garcia Calvo, jednak w sukurs Casillasowi przyszedł stojący na linii bramkowej Marcelo, który obronił to uderzenie. Chwilę później w indywidualnej akcji szczęścia próbował Higuain, jednak bramkarz rywali był na posterunku. W minucie 32' nieład w strefie obronnej Królewskich ponownie starali się wykorzystać gospodarze, niestety rozwiązanie, jakie wybrali nie spowodowało groźnych skutków dla bramki rywali. Dopiero w drugiej odsłonie, a konkretnie na jej początku obejrzeliśmy jedynego gola w meczu, który piłkarzy Realu... pogrążył doszczętnie. Z prawej strony podawał Pedro Leon, który bardzo dobrze zastępuje gwiazdę Valladolid prawoskrzydłowego Sisi, do piłki doszedł znajdujący się wewnątrz pola karnego Canobbio i uderzył precyzyjnie nad trójką bezradnie rozkładających się przed nim zawodników gości, a także obok Ikera Casillasa - prosto do siatki. Gracze z Madrytu próbowali jeszcze odrobić straty, niestety ich ataki były niezwykle chaotyczne, zagrania bardzo nieprecyzyjne, a na domiar złego zawodziło wykończenie. Jak chociażby w akcji z 88 minuty, kiedy to Raul otrzymawszy prezent od jednego z obrońców rywali wyszedł sam na sam z młodym portero gospodarzy i kopnąwszy prosto w niego poświadczył jasno, iż lata świetności Raula Gonzaleza Blanco minęły bezpowrotnie i że losy tego meczu są już przesądzone. Ostatni gwizdek arbitra nakazał opuścić piłkarzom plac gry zwiastując czarne chmury nad trenerem zespołu z Madrytu i potwierdzając, że mowa o kryzysie w przypadku Realu wcale nie jest nieuzasadniona.

Atletico Madryt-Deportivo La Coruna 4:1 (Heitinga, Forlan x2, Maxi Rodriguez-Filipe)

Lokalny rywal Królewskich Atletico Madryt także swą formą nie zadziwia dobre mecze przeplatając z tymi kiepskimi. W 11 kolejce Rojiblancos przyszło konfrontować się z Deportivo Miguela Angela Lotiny, co zapowiadało emocjonujące widowisko. Obie ekipy zajmowały czołowe lokaty w tabeli przed tą serią spotkań, a każda z nich pokazała, że potrafi wygrywać prezentując przy tym nienaganny futbol. Faworytem jednak byli gospodarze, którzy zdegustowani po ostatnim remisie w Pampelunie pod uwagę w tym spotkaniu brali tylko i wyłącznie zwycięstwo. Tym bardziej, że w ataku Atle królować miał niezawodny duet południowoamerykańskich snajperów Sergio Aguero-Diego Forlan, którzy chociaż zdobyli razem dopiero 9 goli dla swego zespołu, wnoszą do jego gry o wiele więcej aniżeli tylko strzelanie bramek, czesto na przykład asystując. Podopieczni Javiera Aguirre prędko zdominowali plac gry, choć na gola numer 1 musieli czekać do 26. minuty. Dośrodkowanie Simao z rzutu rożnego na bramkę zamienił Holender John Heitinga, dając powody do radości sympatykom Atletico zgromadzonym na Vicente Calderon. Jeszcze w doliczonym czasie pierwszej części meczu gospodarze zdołali powiększyć prowadzenie nad El Depor. To co nie udało się Raulowi, a więc trafić do siatki w dogodnej sytuacji po koszmarnym błędzie rywala, powiodło się Forlanowi, który po pomyłce Alberto Lopo w rolę kata wczuł się bezbłędnie. Gracze z Madrytu mając dwubramkową przewagę najwyraźniej zwolnili tempo jednak głodna publika domagała się więcej i więcej. Odpowiedź na ich prośby przyszła w 66 minucie, a największe w tym zasługi dwójki Argentyńczyków, Aguero i Maxiego. Pierwszy z nich otrzymawszy piłkę ze skrzydła starał się z nią w polu karnym obrócić i próbować zdziałać coś tyłem do bramki, jednak podczas tej próby "odjechał" po śliskiej trawie, a piłka którą zgubił okazała się doskonale przygotowana dla Maxi Rodrigueza, który podbiegł do niej, kropnął i zmienił wynik na 3:0. Jeszcze raz wtóry piłkarze meksykańskiego szkoleniowca pokonali Daniela Aranzubię. Akcję z środka pola rozciągnął na lewą stronę Simao, a Pernia, do którego to podanie było adresowane zagrał do znajdującego się na 16 metrze Forlana, ten elegancko przyjął futbolówkę i zdobył swego drugiego gola, czwartego dla swojej drużyny. Atletico Madryt goni czołówkę, i zdaje się wracać do przyzwoitej formy, co postara się udowodnić w kolejnej kolejce w meczu przeciw Numancii oraz w Champions League w konfrontacji z PSV Eindhoven.

Espanyol Barcelona-Numancia 3:4 (Hurtado, Jarque, Tamudo-Nagore, Goiria, Barkero, Bellvis)

W kolejnym spotkaniu mieliśmy do czynienia ze starciem Espanyolu Barcelona z beniaminkiem z Sorii. Po odejściu Ernesto Valverde drużynie z Barcelony nie wiedzie się już tak dobrze jak to bywało w poprzednich sezonach i jej aktualna pozycja w tabeli nie zadowala z pewnością kibiców mniej utytułowanego rywala Fc Barcelony. Zespół Numancii także nie imponuje, będąc niewątpliwie najsłabszym z całej trójki drużyn, które dołączyły przed sezonem do grona najlepszej dwudziestki klubów futbolowych w Hiszpanii. Numancii dotychczas jak po grudzie szło na obcych stadionach, a suma punktów jakie zdołała wywieść z obczyzny wynosiła równiutkie 0. Tym razem dało się zauważyć, iż podopieczni Sergio Krešića podeszli do spotkania z zaangażowaniem, ambicją i wiarą, że są w stanie pokonać średnio spisującego się oponenta. Na owoce swej pracy nie musieli czekać zbyt długo bowiem już w 15 minucie precyzyjnym uderzeniem z dwudziestu metrów popisał się Nagore dając gościom prowadzenie. Przed przerwą zdołali jeszcze wyrównać gracze Espanyolu. Po mocno bitym z głębi pola rzucie wolnym piłka odbiła się od jednego z piłkarzy Espanyolu, trafiając do Moisesa, który korzystając z odpowiedniej trajektorii jej lotu uderzył z powietrza nie do obrony. W drugiej części spotkania ponownie na prowadzenie wysunęli się przyjezdni. Dośrodkowanie Carlosa Bellvisa subtelnym strzałem głową na bramkę zamienił Asier Goiria i ponownie musieli bronić wyniku gracze Numancii. Niestety znów szybko odpowiedzieli podopieczni Tintina Marqueza. Po zagraniu z rzutu rożnego do piłki doskoczył Daniel Jarque i nie pozostawił szans ani bramkarzowi gości, ani starającemu się go wyręczyć jednemu z graczy rywali, skaczącemu bezradnie na linii bramkowej. Reguła wymiany ciosów straciła na ważności, gdy w 72' minucie, karnego po faulu na własnej osobie, zamienił na gola kapitan Raul Tamudo, dając po raz pierwszy prowadzenie w tym meczu swemu zespołowi. Niestety dla Tamudo i spółki ostatnie minuty rozgrywały się już pod dyktando gości. Na ile skutecznie? A na tyle by beniaminek odjechał z Barcelony dumny z pierwszego wyjazdowego triumfu, tym bardziej zeń szczęśliwy, bo wywalczonego po heroicznej walce. W 85' minucie nadzieje na zwycięstwo przyniósł gol Jose Barkero, który dodał kolegom skrzydeł i natchnął wiarą w zwycięstwo, które jak już wspomniałem stało się faktem. A to za sprawą indywidualnej akcji wypożyczonego z Valencii lewego obrońcy Carlosa Bellvisa, który po długim rajdzie dobiegłszy do narożnika pola karnego zdecydował się niepodziewanie uderzyć, czym kompletnie zaskoczył źle interweniującego w tej sytuacji Kameniego i dał upragnione trzy punkty beniaminkowi z dolnych stref tabeli.

Reszta wyników:

Betis - Racing 3:1 (Garcia x2, Emana-Munitis)

Getafe - Sevilla 0:2 (Fabiano, de Mul)

Malaga - Villarreal 2:2 (Duda, Rosario-Rossi Llorente)

Almeria - Mallorca 2:1 (Negredo x2, Keita)

Athletic - Osasuna 2:0 (Garmendia, Llorente)

Recreativo - Barcelona 0:2 (Messi, Keita)

Pichichi:

S. Eto'o, Barcelona, 13 D. Villa, Valencia, 11 G. Higuain, Real Madryt, 9 L. Messi, Barcelona, 7 A. Negredo, Almeria, 7

Skrót kolejki: VCF-Video

Kategoria: Ogólne | Źródło: własne