Strona główna

Wywiad z Jorge Valdano

Dzidek | 06.10.2008; 18:24
Jorge Valdano – były piłkarz, trener Valencii w drugiej połowie lat 90-tych oraz dyrektor sportowy Realu Madryt przywołuje wspomnienia związane z pobytem w stolicy Lewantu i komentuje obecną sytuację zespołu.

Jak sądzisz, w Valencii masz więcej przeciwników czy zwolenników?
- Nie wiem, jedyne co jest dla mnie jasne to to, że czas przemija i są ludzie, którzy mieli bliski kontakt ze mną, żyli blisko mnie kiedy tu byłem i znosili mnie całkiem dobrze.

A kibice?
- Myślę, że czas pozwolił zapomnieć wiele sytuacji.

Są sprawy, których nie zapominają… Co pamiętasz ze swojego pobytu w Valencii?
- Pamiętam, że był to okres pełen wyzwań. Ciężko było odnieść dwa zwycięstwa z rzędu i ta elektryfikująca atmosfera... Odkryłem piękne miasto, światłych i otwartych ludzi, którzy dali mi wielką przyjemność z życia. Jednak piłka nożna jest czymś niezwykle potężnym, niełatwo było uciec od presji, jaka wówczas na mnie ciążyła. Ostatecznie, mam słodko-gorzkie wspomnienia.

Widziałeś futbol niemal z każdej możliwej perspektywy. Z boiska jako piłkarz i jako trener, zza biurka jako dyrektor sportowy… a obecnie prowadzisz wykłady, w jaki sposób ratować firmy znajdujące się w kryzysowych sytuacjach stosując piłkarskie analogie. Którą z tych opcji preferujesz?
- Najbardziej lubię grać. Gdy ma się do czynienia z profesjonalnym futbolem, z miłością jaką pałasz do gry, wszystko inne jedynie rekompensuje stratę gry. Ponieważ czas przemija.

Jesteś samoukiem?
- Tak. Jeśli chcesz poznać samouka, spójrz na mnie. Przykład osoby, która sama siebie stworzyła. W Argentynie zacząłem studiować prawo i kiedy przybyłem do Hiszpanii do miasta, w którym nie było żadnego uniwersytetu, przestałem chodzić do szkoły.

Nadal śledzisz poczynania Valencii?
- Tak. Ta drużyna odnosi się do całej hiszpańskiej piłki. W Valencii występują gracze należący do światowej czołówki. Ponadto, szczególnie w tej części sezonu musimy się przekonać czy aspiracje Los Ches do tytułu mistrzowskiego są uzasadnione.

W zespole są gwiazdy miary Davida Villi, który zdecydował się nie odchodzić do Madrytu i zostać w Walencji. Czy jest to decyzja zrozumiała dla stolicy?
- To wzór lojalności. W jakiś sposób przeczy twierdzeniu, że futbol to przede wszystkim biznes. Villa zmienił porządek rzeczy – dla niego najpierw liczy się przywiązanie do klubu, później zaś biznes.

Duet Villa – Mata, przypomina ten stworzony niegdyś przez Raula i Fernando Morientesa w Realu Madryt?
- Nie, Villa i Mata są inni. Ich współpraca jest wspaniała, już teraz zaczynają się rozumieć z zamkniętymi oczami, obaj są niezwykle dynamiczni. Cała moc w Valencii. Villa jest najlepszy wraz z Matą, Mata jest lepszy grając z Villą.

Zawsze powtarzałeś, że zaufanie dla piłkarza jest niezwykle istotne. Zatem czy rozumiesz decyzję Ronalda Koemana o odsunięciu od składu Angulo, Canizaresa oraz Albeldy?
- Cóż, nie znam okoliczności jakie doprowadziły do takich postanowień. Istnieją kwestie dla nas nieznane, które nie ujrzały światła dziennego a pozostają wewnętrzną sprawą zespołu – dlatego ciężko oceniać kogokolwiek z dystansu.

Kiedy pokonana przez Las Palmas Valencia odpadła z rozgrywek o Puchar Króla powiedziałeś, że była to przydatna porażka - to jedno z określeń, dzięki któremu wciąż jesteś pamiętany. Czy zespół mógł sądzić, iż seryjne porażki pomogą w zwolnieniu Koemana?
- Nie. Zawodnicy grając przed własną publicznością czują presję. Dlatego nie wierzę w spisek. Zaś co do zwrotu… myślę, że w futbolu słowo klęska jest zakazane.

Twoje relacje z mediami nie były dobre…
- Media kreują atmosferę, pozytywną lub negatywną. Mają olbrzymi wpływ na życie profesjonalistów. Mogą skrzywdzić.

Mówiłeś o tym jak ważny w drużynie jest gracz pokroju Guardioli, który reprezentuje uczucia związane z klubem wewnątrz zespołu. Kto spełnia taką rolę w Valencii?
- Albelda. To zawodnik, który uosabia ducha klubu. Piłka nożna jest ściśle związana z tożsamością, którą – mimo tegorocznych wydarzeń – Albelda nadal zachowuje.

Piłkarz, który zadebiutował w czasie kadencji Valdano…
- Pozwoliłem zadebiutować Albeldzie, Angulo i Juanfranowi… Niektórzy byli wypożyczani do Villarreal, inni do Levante. Wielu piłkarzy rozpoczęło wraz ze mną swoje kariery. Praca z młodzieżą to coś pozytywnego.

Co sądzisz o Unaiu Emerym?
- Trener entuzjasta. Czasami wydaje się, że wciąż nie zakończył piłkarskiej kariery. Z zewnątrz sprawia wrażenie, jakby chciał kontrolować każdy ruch swoich podopiecznych. Pod tym względem musi się uspokoić, aby móc poprowadzić zespół. Żąda, aby zawodnik zagrywał w określony przez niego sposób, co podczas meczu bywa znacznie utrudnione. Takie zachowanie może dezorientować piłkarzy.

Jak długo nie pojawiasz się w Walencji?
- Często przyjeżdżam do Walencji, ciągle zachwycam się tym miastem. 10 lat temu było piękne, teraz jestem nim oczarowany.

Więc te odczucia nie są już tak gorzkie, jak mówiłeś o tym wcześniej?
- Nie. Z upływem czasu są coraz lepsze…

Kategoria: Wywiady | Źródło: Las Provincias