Strona główna

Rodrigo: „Nie wymuszałem transferu”

Michał Kosim | 15.10.2019; 00:48

Wywiad wprost ze zgrupowania Hiszpanii

Hiszpania już w ten wtorek zmierzy się ze Szwecją w eliminacjach do Euro 2020. Jeszcze przed spotkaniem z Norwegią wywiadu dla ABC.es udzielił Rodrigo Moreno. Opowiedział o letniej sadze transferowej, zwolnieniu Marcelino, roli w kadrze czy swoich brazylijskich korzeniach.

Jak się miewasz po kolejnym burzliwym dla ciebie lecie?

Obecnie bardzo dobrze. To była skomplikowana sytuacja dla każdego. Dla mnie, dla klubu, dla kibiców... szczególnie ze względu na towarzyszącą wszystkiemu atmosferę niepewności. Niestety, okno transferowe w Hiszpanii zamyka się już po rozpoczęciu ligi, w czym nie widzę za wiele logiki. Jestem jednak spokojny, w żadnym wypadku nie wymuszałem sytuacji, zawsze będąc do dyspozycji Valencii. Jestem zadowolony. Cały ten bałagan kończy się wraz z dniem 2 września, co zbiegło się z pierwszym powołaniem do reprezentacji za kadencji nowego trenera, więc jest dobrze.

Zostajesz w Valencii będąc o krok od Atlético i nie można powiedzieć, że był to przyjemny początek sezonu.

Nie. Odejście Marcelino i wszystko, co tu się dzieje nie jest proste. Grupa jest jednak bardzo zgrana, pracuje ze sobą od dwóch lat, panuje bardzo duża jedność, wiemy jak gramy, jacy jesteśmy i co reprezentujemy. Wszystko wraca do normy.

Pożegnałeś się ze swoimi kolegami z zespołu. Jak blisko byłeś odejścia z Valencii?

Dość blisko. W futbolu rzeczy stają się faktem dopiero, gdy złoży się podpis i wszystko jest załatwione. Ale tak, byłem bardzo bliski odejścia. Na swój sposób próbowałem trzymać się z dala od tej sytuacji; nie pomagała mi.

Wiele cię to kosztowało?

Wiele, oczywiście. W końcowym rozrachunku należę do Valencii i nie mogę robić tego, co mi się żywnie podoba. Wiedziałem, że to kluby muszą się dogadać i wychodząc od tego założenia miałem już podjętą decyzję na temat tego, co najbardziej mnie interesuje.

Chciałeś przejść do Atlético?

To była sytuacja, która wyglądała dla mnie dobrze. Klub też brał to (transfer – przyp. red.) pod uwagę i mi to przekazał. Nie przywiązuję też do tego większej wagi, ale był to skomplikowany moment. Szczególnie ze względu na niepewność: mam żonę, córkę... Życie nie zmienia się wyłącznie dla mnie – zmienia się też dla całego mojego otoczenia. A to już ma na ciebie wpływ.

Jak odciąć się od tego procesu?

To część naszej profesji. Poprzedniego lata, w trakcie mundialu, również wytworzono oczekiwanie na moje odejście (trąbiono o tym w Madrycie). Tak samo w poprzednich latach... Przyzwyczajasz się do tego i pojmujesz, że to część naszego życia. W piłce nożnej zapomina się o różnych rzeczach, kiedy na nowo układają się one dobrze. Gdyby mi nie szło, gdybym grał gorzej, prawdopodobnie bym o tym nie zapomniał i mówiono by, że nie jestem zaangażowany w Valencię, w to, co wydarzyło się w klubie...

Czy zamknięcie okna transferowego przyniosło ci ulgę?

Tak, to było dla mnie wyzwolenie. By móc skoncentrować się na swojej pracy, co jest tym, co lubię. By móc pracować z moimi kolegami. Zawsze ceniłem sobie respekt wobec grupy, a ta też nie wiedziała co by się wydarzyło, gdybym odszedł. Wytworzył się ciąg skomplikowanych sytuacji, ale doceniam fakt, że wszystko wróciło do normy.

Czy tego 2 września świętowałeś w jakikolwiek sposób, czy może żałowałeś?

Nie. Jeśli o mnie chodzi, jak mówię, panował absolutny spokój. Dla mnie ważne jest, by mieć nakreśloną linię pracy. Kiedy pojawiają się wątpliwości, tracisz koncentrację i nie jesteś tym, kim być musisz. W kwestii zamknięcia okna transferowego, moje występy poprawiły się wyraźnie w zestawieniu z trzema pierwszymi kolejkami ligowymi. Zostanie w Valencii czy nietrafienie do Atlético nie było rozczarowaniem – nie umarłem od tego ani nic z tych rzeczy. Jest mi bardzo dobrze tu, gdzie jestem i będziemy kontynuować walkę o nasze cele. Ponadto, mam przed sobą wyzwanie w postaci zachowania miejsca w reprezentacji i pojechania na Mistrzostwa Europy.

Czułeś się jak ex-zawodnik Valencii?

Nie, w żadnym momencie. W piłce nożnej, jak mówię, nic nie jest pewne dopóki nie podpiszesz umowy. Nigdy nie czułem się jak ex-piłkarz Valencii ani jak zawodnik Atlético.

Temat Marcelino został i eksplodował.

Był bardzo lubianym trenerem. Dołączył do klubu, gdy szło nam źle; mieliśmy za sobą dwa bardzo złe sezony. Z nim u steru rozwinęliśmy się na poziomie kolektywnym i indywidualnym. W moim przypadku nie muszę tego nawet mówić. To było dziwne, nie spodziewaliśmy się tego ani też o tym nie wiedzieliśmy. Dzień przed jego zwolnieniem pracowaliśmy jak zwykle, a w dniu, kiedy potwierdził swoje odejście trenowaliśmy po południu. Już rano w mediach zaczęły się pojawiać informacje, że zostanie zwolniony i myśleliśmy, że to tylko plotki. To wszystko było dziwne z powodu tego, że było niespodziewane; on też o tym nie wiedział. Pierwsze dni nie były łatwe i to nie dlatego, że byliśmy przeciwko Celadesowi – o czym się mówiło i co jest całkowitą nieprawdą. Jesteśmy profesjonalistami, ale też ludźmi i zbudowaliśmy z trenerem relację w ciągu tych dwóch sezonów, które były bardzo udane. Dopiero co, po wielu latach, wygraliśmy trofeum (Puchar Króla) i miało to na nas wpływ na poziomie osobistym. Uważaliśmy, że to dziwne z powodu tego, co i jak się stało. Pokazaliśmy jednak, że nie jesteśmy nastawieni przeciwko Celadesowi i że zawsze go respektowaliśmy. Tak też zostanie.

Narzekaliście do zarządu bądź Petera Lima, właściciela klubu?

Jesteśmy pracownikami Valencii. Nie mamy ani mocy, ani prawa, by mówić właścicielowi czy prezydentowi klubu co mają lub czego nie mają zrobić z klubem. Tak, zdawało nam się to niesprawiedliwe i nie zasługiwaliśmy na formę, w jakiej się to odbyło. Jeśli nie liczy się już na trenera z powodu, który wydaje się stosowny, nie możemy się w to mieszać. Sądzimy jednak, że powinniśmy dowiedzieć się o zaistniałej sytuacji chociaż minutę przed tym, zanim zostało to ogłoszone.

Jak wyglądają relacje z zarządem?

Nie wiem. Nie utrzymujemy też codziennych stosunków. Z trenerem są natomiast bardzo dobre – dołączył do nas w bardzo rozważny sposób, próbując zaszczepić swój pomysł. Wszyscy przyjmują to bardzo dobrze.

Zadomowiłeś się już w kadrze Hiszpanii. Uważasz się za „dziewiątkę” reprezentacji?

Nigdy nie uważałem się za napastnika (wyjściowego składu) Hiszpanii. Przeżywamy czas zmian; poziom występów ma wielkie znaczenie. Ale naprawdę nie uważam się za stałą w kadrze, a tym bardziej za „dziewiątkę” reprezentacji. Nie da się ukryć, że obecnie nie pełnię takiej roli jak u Lopetegui’ego czy w erze Del Bosque. To proces, wszystko trzeba wywalczyć na murawie i jestem stale powoływany do reprezentacji od dwóch lat. Bardzo to doceniam.

Co zostało w tobie z Brazylijczyka?

Haha. Rozmawiam po portugalsku ze swoimi rodzicami i siostrą, ale moja więź z Hiszpanią jest znacznie większa. Przybyłem tu mając 10 lat, moi przyjaciele są stąd, moja żona jest Hiszpanką, moja córka urodziła się w Walencji... Tak, mam rodzinę w Brazylii i czasem, w lecie, tam podróżuję. Lubię tamtejszą muzykę, jedzenie...

Kategoria: Wywiady | Źródło: abc.es