Strona główna

Marcelino: „Gwizdy były jak cios w serce”

Michał Kosim | 21.04.2018; 10:52

Mister przed meczem na Balaídos

Marcelino przed meczem z Celtą odpowiedział na pytania dziennikarzy m.in. o gwizdy skierowane w stronę Vietto i Andreasa, nieobecność Aspasa i Parejo, wykup Guedesa, rozluźnienie zespołu, wizytę Lima czy to... w jakich okolicznościach powinien trenować w trzeciej lidze.

Kto jest ważniejszy: Parejo dla Valencii czy Aspas dla Celty?

Parejo jest dla Valencii bardzo ważny, z mojego punktu widzenia tak samo jest w przypadku Aspasa i Celty. Obydwaj rozgrywają świetny sezon. Liczba rozegranych spotkań i gra obydwu może być określona jako nadzwyczajna i chcielibyśmy, by obaj mogli wystąpić. Byłbym jednak hipokrytą gdybym stwierdził, że nieobecność Aspasa nie jest dla nas korzystna.

Czy martwisz się tym, że Valencia przegrywa, a Betis wygrywa i wciąż nie zapewniliście sobie Ligi Mistrzów?

Gdybym był tak słaby psychicznie, nie zasługiwałbym na trenowanie Valencii. Nie powinno mnie tu być. To bardzo proste.

Czy myślałeś już o tym, jak ustawisz środek pomocy bez Parejo?

Mamy dwie opcje: wystawić Maksimovicia lub Solera. Z powodu kontuzji Coquelina to dwie możliwości, jakie posiadamy. Zobaczymy, jak czują się piłkarze, którzy grali w środę i na tej podstawie podejmiemy decyzję.

Guedes byłby dużym transferowym ryzykiem?

W obecnej Valencii są piłkarze, którzy udowodnili na przestrzeni całego sezonu, że są bardzo ważni – co logiczne, z różnymi wzlotami i upadkami, ale też z bardzo dobrymi występami. Guedes byłby świetnym wzmocnieniem ze względu na jego młodość, talent, to, jak pracuje oraz znajomość zespołu i ligi. Jest jednym z tych, którzy zaliczają się do tego grona. Reszta nie zależy ode mnie.

Czy szatnia zbytnio się rozluźniła lub brakuje jej odpowiedniego podejścia?

Nie brakuje jej odpowiedniego podejścia, bo ten zespół pokazał już, że jeśli chodzi o ciężką pracę są nadzwyczajni. Osiągnięcie takiego pułapu i utrzymanie go – choć niektórym może wydawać się inaczej – wymagało od nas wielkiego wysiłku, koncentracji, żmudnej pracy, oddania i wielu innych wartości, które ciężko utrzymać. Szczęśliwie możemy stwierdzić, że Ci zawodnicy robią to przez całe rozgrywki. Zwycięstwo z Sevillą sprawiło, że znajdujemy się w bardzo uprzywilejowanej pozycji i wszyscy pomyśleliśmy, że zapewniliśmy sobie grę w Champions League. Ten, kto tak nie myślał – ręka do góry.

Prawdopodobnie ten krok, w połączeniu z przerwą reprezentacyjną, miał wpływ na obniżenie lub nie utrzymanie tego poziomu wartości, o których mówiłem. Zbliżający się koniec sezonu mógł na to wpłynąć i to oczywiste, że w środę przeciwko Getafe rozegraliśmy najgorszą pierwszą połowę ligowego meczu na Mestalla. Ne oszukamy rzeczywistości. Tak to wygląda, dlatego ludzie wyrazili swoje zdanie: bo nie zobaczyli tego, do czego przyzwyczaił ich ten sezon. Mając świadomość tego, że zagraliśmy słaby mecz i zawsze respektując zdanie kibiców, skupienie krytyki na dwóch zawodnikach (Vietto i Andreasie, którzy podczas zmiany zostali wygwizdani – przyp. red.) było dla mnie jak cios w serce. Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni zarówno za zwycięstwa, jak i za porażki. To nie zasługa jednej osoby, gdy wygrywamy i wina drugiej, gdy przegrywamy. Nie udało nam się wygrać z Getafe, ponieważ nie prezentowaliśmy odpowiedniej ciągłości w staraniach, której wymagał ten mecz. Straciliśmy dwie bramki i nie stwarzaliśmy sobie okazji. Nie dlatego, że zawiniło dwóch piłkarzy. Razem z Jaume i Maksimoviciem byli oni tymi, którzy prawdopodobnie byli najbardziej podekscytowani tym spotkaniem. Dla mnie to nie było sprawiedliwe. Zespół – także ci, którzy grali w większości spotkań – również byli na boisku.

Największa odpowiedzialność spada na mnie. Trener jest największym winowajcą. To boli. Może to łatwe, ale nie jest sprawiedliwym zwalanie winy na gracza „x” z całego bloku czy drużynę, która zaszła tak daleko. Ten trener, który teraz z wami rozmawia ma pewien kodeks w kwestii podejmowania decyzji i nie zamierza go zmieniać. Nigdy. I ci piłkarze, którzy moim zdaniem będą do tego odpowiedni będą grać, w zgodzie z tym kodeksem. Myślę, że skończyłem.

Jakie postępy poczyniono po spotkaniu z Peterem Limem?

Nie mogę wam nic powiedzieć, bo się z nim nie widziałem. Byłem tutaj (w Paternie – przyp. red.) i trenowałem, jadłem u siebie w domu, a później analizowałem grę kolejnego rywala i to, co poszło nie tak przeciwko Getafe. Nic wam nie powiem, bo nie byłem na żadnym spotkaniu.

Jakie przesłanie przekazałeś drużynie, by to, co wydarzyło się z Getafe się nie powtórzyło?

Zawsze analizujemy każdy mecz, niezależnie od rezultatu. Dla mnie wynik jest zazwyczaj efektem przebiegu spotkania lub jego konkurencyjności. Wróciliśmy do tego, co zrobiliśmy dobrze i tego, co musimy poprawić. Wszyscy wiemy, że zagraliśmy zły mecz. Rozegraliśmy bardzo słabe 45 minut, znacznie poniżej naszego poziomu. Pokazaliśmy, że jeśli nie gramy na swoim poziomie stajemy się bezradni. Później tenże poziom był już odpowiedni, od początku drugiej połowy wyglądało to inaczej. Gdybyśmy nie stracili drugiej bramki zaliczylibyśmy powrót, z tymi czy innymi piłkarzami. To oczywiste, że przeanalizowaliśmy to, czego unikać, by się nie powtórzyło. To przestroga na pozostałe pojedynki.

Co przekazałeś Parejo po jego czerwonej kartce?

Rozmawialiśmy o różnych aspektach meczu i wykluczeniu. Nie widziałem go aż do czwartku. Nie sądzę, że było zasłużone. Była inna sytuacja, która bardziej zasługiwała na czerwoną kartkę i Parejo będzie pauzował jedną kolejkę. Decyduje sędzia. Skoro dostał mecz pauzy, czyli najmniejszą możliwą karę, Komisja ds. Rozgrywek oceniła to podobnie.

Mecz rekompensaty na Balaídos?

Jesteśmy zobligowani zawsze dawać z siebie wszystko i traktować każdy mecz jak autentyczny finał. Nie z powodu ostatniego wyniku. To musi być nasz obowiązek, nasza mentalność i nasza odpowiedzialność. Celta nie przegrała u siebie od grudnia, stworzyła 17 okazji przeciwko Barcelonie, zremisowała z Realem i strzeliła cztery gole Sevilli. Wiemy, że musimy rozegrać świetne spotkanie, by wygrać.

Nie widziałeś Lima podczas jego pobytu w Valencii?

Nie. Widział się z Mateu (Alemanym) i Pablo (Longorią). Ja skupiam się na rozgrywkach, czyli tym, co jest naszym priorytetem i co nas obchodzi. Na wszystko przyjdzie czas. Szukam różnych rozwiązań, by zespół grał dobrze i byśmy zwycięstwem zagwarantowali sobie Ligę Mistrzów. Miałem mało czasu między poprzednim meczem a następnym. Przyjdzie na to pora. Jestem pewien, że spotkam się z Peterem. A jeśli nie – mamy osoby z taką samą wizją, jak moja. Od kiedy tu jestem komunikacja zawsze była płynna, a pomysły poszczególnych osób się pokrywały. Z czyich ust je usłyszycie jest najmniej istotne. Nie jesteśmy na przeciwległych biegunach.

Czemu wcześniej wspomniałeś o byciu słabym psychicznie?

To proste. Gdybym denerwował się obecną sytuacją, kiedy zostało pięć spotkań do końca sezonu, a my mamy dziesięciopunktową przewagę nad następnym zespołem, nie zasługiwałbym na bycie trenerem Valencii. W takim wypadku powinienem trenować w Segunda B (trzeciej lidze – przyp. red.) lub siedzieć w domu.

Co składa się na kodeks, o którym wcześniej mówiłeś w kontekście podejmowania decyzji?

Kolego, to ściśle tajne. Każdy z nas ma swój sposób podejmowania decyzji. Proszę o taki sam szacunek, jaki ja mam wobec twoich opinii.

Czy nie jesteś ciekaw o czym rozmawiali Lim, Alemany i Longoria? Może o tobie...

Nie jestem tym zmartwiony i nie poświęcam temu swojej uwagi. To nie jest skomplikowane: jeśli ludzie mają dobre relacje i są pewni siebie na poziomie zawodowym wszystko jest bardzo łatwe. Czasem nie jest się przyzwyczajonym do tej łatwości, do normalności i tego, co ma miejsce w domu. Jeśli nie czuję się komfortowo z żoną separuję się, ale gdy z nią jestem to jestem szczęśliwy. Tutaj, dopóki jest zaufanie jest też szczęście i nie ma problemów. Dlatego się nie widzieliśmy. Czy muszę denerwować się wszystkim, co dzieje się na co dzień? Życiem trzeba się cieszyć.

Kategoria: Wywiady | Źródło: valenciacf.com | Superdeporte