Strona główna

Valencia vs Atletico 1:1

Tapczan | 07.05.2006; 12:08
Przed początkiem sezonu mało kto spodziewał się, że Valencia walczyć będzie o mistrzostwo Hiszpanii czy uklasyfikuje się przed Realem Madryt w tabeli ligowej. Pod koniec tego samego sezonu, mało kto spodziewał się, że Che dadzą sobie to drugie miejsce wyrwać. Niestety ten czarny scenariusz, który tylko niewielu przewidziało powoli się urzeczywistnia. Środowa porażka na San Moix z Mallorcą spowodowała, że sytuacja, która pozornie kontrolowana była przez Nietoperzy bardzo się skomplikowała. Wczorajszy mecz z Atletico był szansą na odzyskanie utraconej przewagi nad Realem Madryt, niestety Che nie wykorzystali nadarzającej się okazji, co w przypadku dzisiejszej wygranej ”Królewskich” pozbawi ich jakiejkolwiek nadziei na wicemistrzostwo kraju. Zacznijmy jednak od początku.

Pierwsze minuty spotkania były bardzo obiecujące w wykonaniu podopiecznych Quique Floresa, gdyż już w 5 minucie, przed szansą strzelenia bramki stanął Mario Regueiro. Urugwajczyk został obsłużony bardzo ładnym prostopadłym podaniem przez Davida Villę, po czym znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem gości. Za długo zwlekał jednak z oddaniem strzału, w wyniku czego Leo Franco wyszedł z tej sytuacji obronną ręką. Kilka minut później po szybkiej kontrze zainicjowanej prze Albeldę, David Villa pada w polu karnym podcięty przez bramkarza gości. Sędzia wskazuje na wapno, a do piłki podchodzi nie kto inny jak sam poszkodowany. Tradycyjnie też, El Guaje nie myli się przy egzekwowaniu jedenastki, zapisując tym sposobem na swoje konto 24 bramkę w tym sezonie. Warto dodać, ze dzięki temu trafieniu Villa wyrównał osiągnięcie legendarnego Mario Kemepesa, który również w swoim debiutanckim sezonie, strzelił dla Valencii 24 gole. Do tego momentu gra Nietoperzy wyglądała bardzo dobrze. Akcje były składne, podania celne, a naszym atakującym nie sprawiało większego problemu przedostanie się pod pole karne rywala. Zmieniło się to w 20 minucie, kiedy wyrównującą bramkę zdobyli goście. Z pozoru niegroźna sytuacja, jaką było dośrodkowanie w pole karne z rzutu wolnego, kosztowała Nietoperzy utratę prowadzenia, po tym jak Maxi Rodriguez, wykorzystując zamieszanie umieścił piłkę obok bezradnego Canizares. Goalkeeper Che może mieć spore pretensje do swoich obrońców w tej sytuacji, gdyż nikt z nich nie wyskoczył do dośrodkowania pozwalając Argentyńczykowi na przyjęcie piłki i oddanie strzału. Po straceniu gola, można się było spodziewać huraganowych ataków Che, jednak o dziwo, to Atletico stwarzało sobie coraz więcej i coraz groźniejszych sytuacji. W jednej z nich przed szansą strzelani gola stanął Mateja Keżman, jednak jego uderzenie o metr minęło prawy słupek bramki Canizaresa. Po jakimś czasie do głosu ponownie zaczęli dochodzić piłkarze ”Blanquinegros”, którzy za sprawą Mario Regueiro mogli odzyskać prowadzanie. Urugwajski skrzydłowy nie miał jednak wczoraj szczęścia, marnując dwie dogodne sytuacje, jakie wypracowali mu koledzy z drużyny. Do końca pierwszej połowy nie wydarzyło się już nic godnego uwagi i obie drużyny udały się do szatni przy stanie 1-1.

Druga połowa rozpoczęła się podobnie jak pierwsza – obiecująco. Nietoperze z animuszem przystąpili do ataków na bramke rywala, stwarzając sobie kilka dogodnych sytuacji, jak zwykle brakował jednak szczęścia przy ich wykończeniu. Kolejny raz Mario Regueiro, zmarnował swoje okazje raz strzelając w słupek, a za drugim razem myląc się przy strzale głową. Po jakimś czasie z piłkarzy Che zeszło niestety powietrze, a gra ponownie przeistoczyła się w bezładną kopaninę w środku pola. Minuty mijały, a na tablicy wyników wciąż widniał wynik remisowy. Quique postanowił zareagować na taki stan rzeczy, wpuszczając na boisko Vicente, dla którego był to powrót do gry po ponad 4-miesięcznej przerwie. Wejście skrzydłowego reprezentacji Hiszpanii rozruszało odrobinę publiczność na Estadio Mestalla, która przywitała go ogromnymi brawami, jego zmiana nie miała jednak większego wpływu na grę Nietoperzy, która nadal nie zachwycała. Valencii brakowało pomysłu na grę, ambicji i charakteru. Przede wszystkim natomiast brakowało jej rozrywającego, gdyż pełniący tą rolę, Ruben Baraja zawiódł w tym meczu na całej linii. Tym bardziej powinna więc dziwić ostania zmiana Quique Floresa, który zamiast wprowadzić na boisko Edu, zdecydował się wpuścić Mistę, w dodatku zdejmując przy tym Davida Villę. Jak można się było spodziewać, zmiana napastnika za napastnika nie wniosła niczego nowego w poczynania ofensywne Valencii i już do końcowego gwiazdka sędziego mecz toczył się głównie w środkowej strefie boiska, a obie drużyny nie potrafiły przedostać się pod pole karne rywala.

Miał być komplet punktów, przybliżający zespół do upragnionego wicemistrzostwa Hiszpanii, tymczasem zafundowano nam festiwal pomyłek zarówno na boisku jak i ławce trenerskiej, co w rezultacie doprowadziło do kolejnego już, 12 w tym sezonie podziału punktów. I choć ten jeden punkcik, ostatecznie zapewnił Valencii udział w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów, co było celem na ten sezon, to trudno być z tego zadowolonym w przypadku, gdy można było sięgnąć po znacznie więcej. Nadzieję na ”subcampeonato” budzi jeszcze fakt, że Real gra dziś z zawsze nieobliczalnym Villarrealem, jednak bardzo wątpliwe jest, by podopieczni Pellegriniego urwali punkty Królewskim na Santiago Bernabeu, gdzie gospodarz nie zwykł przegrywać. W każdym bądź razie ta nadzieja, to jedyne, co nam już pozostało, bowiem wszystko leży teraz w rękach Riquelme i spółki. Amunt Villarreal!

Zapraszamy do zapoznania się z przygotowanym przez Alchemika kompletnym raportem meczowym, zawierającym najważniejsze statystyki oraz noty piłkarzy za spotkanie.

Kategoria: | Źródło: własne